Dawid Kask to rodowity mławianin, absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Mławie. Obecnie mieszka w Pekinie, gdzie studiuje, pracuje i… prowadzi bloga o swoim życiu w Państwie Środka www.worekryzu.pl.
Zachęcamy do lektury wpisów Dawida na blogu i na portalu „Nasza Mława”!
Mieszkam w Pekinie łącznie ponad dwa lata, więc czas trochę ponarzekać. Przecież życie w Chinach, poza pewnymi zaletami, ma też mnóstwo wad. Będzie kilka obleśnych przykładów (ale bez zdjęć, spokojnie), więc osoby co wrażliwsze proszone są o zastanowienie się. Już? To zapraszam do mojej listy.
Pogoda
Taaa… Pekińska pogoda jest dla mnie chyba najgorszą rzeczą w całym mieście. Zacznijmy od zimy – niby temperatura nie jest niższa od temperatury w Polsce, ale jest dużo zimniej. Wszystko przez ten cholerny wiatr wiejący od strony Mongolii Wewnętrznej. Nieważne jak grubo się ubierzesz, nieważne ile warstw na siebie założysz, przemarzniesz do kości już po kilku chwilach.
Do tego zimna dodajmy jeszcze to, że powietrze jest suche niczym pieprz (syczuański, hehe), że po jakimś czasie skóra, zwłaszcza na dłoniach, odmawia posłuszeństwa i robią się w niej takie małe bruzdy. Aha, o śniegu raczej można zapomnieć. W tej suchocie nie ma nawet wystarczającej ilości wody do uformowania chmur, a mi się śniegu zachciewa. Jeśli już spadnie, co dzieje się od wielkiego dzwonu (czyli nie w tym roku), to jest go tyle co kot napłakał i za chwilę go nie ma. Ale zabawnie jest widzieć jak wszyscy tłoczą się przy oknach i kręcą filmy albo robią zdjęcia, przynajmniej jakby objawienie widzieli.
Myślicie sobie, że pewnie latem jest lepiej, co? Otóż nie. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do piekarnika i się tak spokojnie grillujecie. Jak wiatr zawieje, to czujecie się jakby ktoś dodatkowo włączył funkcję termoobiegu. Przemykacie więc tylko od jednego klimatyzowanego pomieszczenia do drugiego. A że wielu ludzi nie potrafi dobrze używać klimatyzacji, to łapiecie zaraz przeziębienie. Na dworze 34, w pomieszczeniu 18. Ile to ja razy szedłem na zajęcia i kląłem pod nosem, bo Indonezyjczycy przychodzili w swetrach, a ja, uznając że jest gorąc, to przecież nie muszę. Every F* time.
Pogoda da się lubić wiosną, kiedy nagle wszystkie kwiaty rozkwitają na raz i jest przepięknie. Serio, spędzając tu pierwszą wiosnę, po ujrzeniu pięknych magnolii na kampusie, chcieliśmy z kolegami sprawdzać czy nikt ich w nocy nie dokleił – zakwitły wszystkie na akord. Z tym doklejaniem to wbrew pozorom nie jest wcale jakiś głupi pomysł z naszej strony. Skoro drzewa przesadzają w zależności od pory roku…
Odległości
Pekin jest OGROMNY. Z resztą, całe Chiny są ogromne. Miałem kiedyś znajomych w dzielnicy Shunyi – żeby tam dojechać, trzeba było tłuc się bite dwie godziny metrem, a potem jeszcze przejść solidny kawałek pieszo.
Czytałem kiedyś bardzo ładny artykuł, w którym autor wysnuł tezę, że bycie z osobą mieszkającą w innej dzielnicy spokojnie można nazwać związkiem na odległość. W ekstremalnych warunkach, mamy do przejechania 220 km (bo tyle można praktycznie przejechać od południa do północy granic administracyjnych Pekinu. Nawet więcej, ale przyjmijmy to za taką średnią). W normalnych, jeśli nie mówimy o terenach wiejskich należących do Pekinu, pewnie jakieś 50.
Cóż, jedno z największych miast na świecie, to i rozmiar musi mieć spory.
Komunikacja miejska
Yup, tak jak powiedziałem wyżej – Pekin jest OGROMNY. Bez dobrej komunikacji miejskiej ani rusz. I nie mogę się spierać, tutaj wcale nie jest źle, ale i tak nie cierpię jeździć autobusem, ani metrem. Dlaczego? Jest kilka powodów.
Pierwszym z brzegu jest to, że nie ma rozkładu jazdy. Na przystanku jest tylko wykaz przystanków danej linii i godziny odjazdu z zajezdni (sic!) pierwszego i ostatniego autobusu. Nic więcej. Możesz iść na przystanek i stać pół godziny, a nic nie przyjedzie. A potem przyjadą trzy takie same autobusy pod rząd (tak, serio, zdarza mi się nader często). Bo dlaczego nie, przecież nie ma godzin odjazdów. Metro co prawda nie ma rozkładu jazdy do wglądu, ale na telewizorach na stacjach widać kiedy przyjedzie następne. Do tego więc się nie przyczepię.
Kolejna rzecz – większość Chińczyków nie przepuści ludzi wysiadających, jeśli stoi w drzwiach. No po prostu nie i kropka. Stoi taka święta krowa na środku i nawet się nie spróbuje lekko przytulić do ściany, żeby było łatwiej.
Większość z mieszkańców Pekinu nie uznaje też wsiadania do wagonu po opuszczeniu go przez ludzi chcących wysiąść. Trzeba więc walczyć na dwóch frontach – żeby w ogóle móc wyjść, a także nie zostać wciągniętym razem z tłumem wsiadających. Bardzo często stojąc przy drzwiach po prostu wychodzę z wagonu bądź autobusu, wypuszczam wszystkich za mną i wsiadam. Patrzą wtedy na mnie jak skończonego kretyna. Ale od czasu do czasu widzę, jak na twarzach niektórych z nich maluje się zrozumienie i na następnym przystanku też tak robią (!). Da się więc. Niestety, w większości pozostają twarde łokcie i barki.
Ostatnią, najbardziej ohydną sprawą jest to, że wielu ludzi nie może się pochwalić higieną jamy ustnej na najwyższym poziomie. Czasem stojąc tyłem do jakiegoś Chińczyka nadal wstrzymuję się od wymiotów. Bo smród jest taki, że idzie zemdleć. W Polsce mamy zapach żuli i potu, kiedy tylko ludzie przestają nosić kurtki, a tutaj smród chińskich zębów. Nie wiem co gorsze.
Czego jeszcze nie lubi mławianin w Pekinie? Więcej na BLOGU