Sam nie wiem, co mogło mi się w naszej polityce nie podobać. Jest rewelacyjnie. Pełen luz i zgrywa. Ostatnio dwóch szeregowych posłów spotkało się na Nowogrodzkiej przy kawie i ciasteczkach. Przy okazji przenieśli wybory na jakiś inny termin niż konstytucyjny. Furt tam konstytucja, przepisy, standardy. Oni mają pod sobą sądy i trybunały, załatwią, jak chcą. W takim czy innym trybie. Właściwie w żadnym trybie. Teraz najprościej załatwia się sprawy w żadnym trybie….
Ten luz, ten słowiański, luzacki tryb załatwiania spraw publicznych zainfekował nasz rząd wraz z otoczeniem. Kto wie czy nie jeden elektorat. Minister Sasin drukował karty do głosowania na podstawie nieuchwalonej jeszcze ustawy. Karty te szybko przedostały się do publicznej wiadomości. Każdy mógł się z nimi zapoznać, a nawet je powielić. W ten sposób moglibyśmy załatwić sobie dowolną liczbę głosów, bo przecież ludziom nie opłaca się głosować gdy mają tylko jeden głos. A tak to mogliby mieć skolko ugodno. I żadna tam Państwowa Komisja Wyborcza nie mogłaby się przyczepić, bo została przez rząd ubezwłasnowolniona. Co prawda, wybory zostały prawem kaduka przełożone. Ale być może karty znowu ktoś usłużnie rozsypie. W ten sposób frekwencja wreszcie będzie na wysokim poziomie, może nawet wyższym niż 100%!
Pan prezydent często marszczy brwi i rzuca groźne słowa, chyba pod publiczkę. Dłużej przeora niż klasztora. Szczególnie gdy walczy z lewakami i komunistami w sądach. W tylu już miejscach grzmiał w kraju i za granicą, że w Sądzie Najwyższym są komuniści, lewacy albo sędziowie nominowani przez komunistyczną Radę Państwa. I co? Nie taki diabeł straszny… Już w 2016 r. pan prezydent powołał sędziego Józefa Iwulskiego na stanowisko prezesa Sądu Najwyższego, kierującego pracą Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. Akurat sędzia Iwulski był w PRL wieloletnim członkiem PZPR, działał w wywiadzie wojskowym i jako sędzia orzekał w procesach, w których działacze opozycji zostali skazani. Największy, prawdziwy były komunista. Jeśli nie jedyny. Ale prezydent ma krakowski gest… Jakieś dwa lata temu, gdy trwała walka o skrócenie kadencji I Prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf, tej antypolskiej lewaczki powołanej do SN przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pan prezydent Duda znowu chciał ją zastąpić właśnie sędzią Iwulskim… To się wtedy nie udało, bo na skrócenie kadencji Małgorzaty Gersdorf nie zgodziła się wredna Unia, wskazując na fakt, że kadencja pani Pierwszej Prezes jest wyraźnie określona w polskiej konstytucji. Oj tam, oj tam. Wielkie mi mecyje. Nasz rząd woli luz prawny niż sztywne partagrafy. No ale pozwolił prezydent tej lewaczce dokończyć kadencję.
Kadencja się była właśnie skończyła. Pan prezydent powołał na jej miejsce, pełniącego jej obowiązki, sędziego Kamila Zaradkiewicza. To bardzo ciekawy wybór, najlepszy z możliwych. Sędzia Zaradkiewicz był ongi pupilem byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Wtedy wyróżniał się liberalnymi poglądami. Był za związkami partnerskimi, a nawet za ślubami dla gejów. Zresztą sam jest gejem, co ujawniło ostatnio wiele gazet w kontekście jego niekonwencjonalnego stylu życia. Jeden incydent podbił cały internet. Otóż kilka lat temu pan sędzia, po barwnej kłótni z partnerem, miał się przespacerować w piżamie i w kapciach z Saskiej Kępy (gdzie mieszkał) do Trybunału Konstytucyjnego (gdzie pracował). Mniej więcej 15 km w centralnej części Warszawy… to się działo nad ranem. Jeżeli go ktoś przyuważył, to musiał być pod dobrą datą. Zresztą on sam, Zaradkiewicz, też był pod wpływem grzybków halucynogennych, co go całkowicie tłumaczy. Do Sądu Najwyższego powołała go nowa KRS, w której zasiadała ówczesna posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. Ona z pasją godną Rejtana nie chciała go z takim lewackim backgroundem zaakceptować na sędziego. Co prawda odrzucił wszelkie związki z Rzeplińskim, wyparł się swoich dawnych poglądów, ale wiadomo to czy nie zachowa się, jak nie przymierzając Gowin…?
Wtedy obronił go minister Ziobro, znany z dobrego serca. On ufa sędziom z przeszłością. To samo dotyczy pana prezydenta. Teraz go awansował na p.o. prezesa, a do tego pośród sześciu sędziów świeżo powołanych do Sądu Najwyższego jest znowu sędzia (Marek Motuk), „pobłogosławiony” w PRL przez Radę Państwa. Jestem wzruszony, jak pan prezydent po chrześcijańsku potrafi wybaczać. Wzór, prawdziwy wzór.
Choć chyba czasem też się trochę myli… Jeszcze nie tak dawno powołał pan prezydent panią mecenas Jolantę Turczynowicz – Kieryło na szefową swojego sztabu wyborczego. Też po chrześcijańsku, nie bacząc na jej reputację. W niedalekiej przeszłości pani mecenas pogryzła w Milanówku pewnego obywatela, który zwracał jej uwagę, że w dzień ciszy wyborczej nie powinna roznosić ulotek. I to ulotek na rzecz kandydata antypisowskiego. Poza tym, pani mecenas i jej mąż pisali kuplety przeciw partii rządzącej. Z chwilą objęcia swojej funkcji pani mecenas dostosowała jednak swoje poglądy do linii prezydenta. Pięknie wyglądała na zdjęciach z prezydentem. Ale gdy fakty z przeszłości przeciekły do poważnej prasy, pani mecenas musiała zrezygnować z funkcji. Delikatnie to jej zasugerowano. I co teraz robi? Krytykuje pana prezydenta! Nawet jego konwencję skrytykowała, że to niby niewykorzystana szansa, „nudny one man show”, za długi i w ogóle. Prasa bulwarowa z upodobaniem rzuca się na jej ciągle nowe opowieści, ze szpilą wbijaną prezydentowi.
Ale w kontekście wyborów prezydenckich była szefowa sztabu napisała ciekawą myśl: „wolę uratować życie jednego obywatela, niż zabić tysiąc wrogów”. To nie jest wprawdzie oryginalna myśl pani mecenas, bo sformułował ją już w starożytności wódz rzymski Publiusz Korneliusz Scypion Afrykański. Ale jest to w świecie polityki bezprecedensowy przykład powołania się na wskazanie etyczne. Mamy pandemię i życie każdego naszego obywatela jest cenne. Należy je ratować nawet kosztem zwycięstwa nad politycznymi wrogami. Przypomina mi mądrość wyrażoną w słynnym amerykańskim filmie „Lista Schindlera”: „Kto ratuje jedno ludzkie życie, ratuje cały świat”. Dostaję metafizycznych dreszczy gdy staje mi w oczach ta sytuacja gdy grupka Żydów ocalona przez Niemca Schindlera wręcza mu medalik z taką właśnie inskrypcją. Towarzyszyły temu łzy i bezmierne wzruszenie. Sprawy życia i śmierci przynależą do metafizyki.
Ale poruszamy się w świecie polskiej polityki. Pani mecenas, zakosztowawszy jej, mogła przecież blefować. Chyba że zapatrzyła się na dwóch skromnych, szeregowych posłów którzy tyle się dla nas naspotykali bezinteresownie….
Autor: Daniel Kortlan
Tak się akurat składa, że dwóch, skromnych, szeregowych posłów to szefowie dwóch z trzech ugrupowań tworzących koalicję rządzącą. Któż jak nie oni, powinien podejmować decyzje polityczne, które mają na celu zażegnanie konfliktu mogącego rozbić rząd? Pan Daniel chyba nie do końca rozumie jak działa polityka.
Pozdrawiam