Był czas, piękny czas, gdy byłem młody. I była wiosna, radosna…. Spacerowałem wzdłuż plaż Pacyfiku, słuchałem szumu fal. Rozbijały się o skały. Na Point Lobos sięgały trzech pięter, spiętrzając się w gejzer. Ten rwący żywioł wprowadzał w ekstazę. Nieopodal miałem pod sobą cichą lagunę. Słodko było cieszyć się słońcem, życiem…. W tej części świata niebo obdarza nas opalizującym ciepłem, a jego błękit olśniewa. Powietrze pachnie eukaliptusem. Świat zdaje się rajem, w którym można żyć słodko tysiące lat. A już na pewno nigdy się nie zestarzeć. Tak sobie roiłem naiwnie przez bardzo długi czas. Dopóki nie pojawił się koronawirus…..
W styczniu pisałem na portalu o apokalipsie. Jakby się sprawdziło… Nie przypuszczałem, jednak że ta apokalipsa nadejdzie tak szybko i z tak nieprzewidzianej strony. Jest straszną zarazą COVID-19. Jako taka korzysta z „pasów transmisyjnych”, którymi są ludzie, często nieświadomi wirusa. Podobnie jak XIV-wieczna dżuma i ta zaraza przywędrowała z Chin. Dotarła wszędzie. Światowa Organizacja Zdrowia uznała ją za pandemię. W skali globu uśmierciła tysiące ludzi. Budzi strach a czasem i panikę. Rozszczelnia gospodarkę i światowe łańcuchy dostaw. Codziennie media donoszą o nowych ofiarach. Dlatego władze stosują nadzwyczajne środki prewencji. Zarówno w Polsce jak i w Ameryce. W większości krajów. Pozamykano szkoły, uczelnie, kina, teatry, muzea. Miejsca, gdzie ludzie zwykle się gromadzą. Wyjątkiem są msze w kościołach, choć wierni otrzymali dyspensę od uczestnictwa, a, tak czy inaczej, grupy większe niż 50 osób są objęte zakazem.
W XIV wieku ludzie zbierali się tłumnie w kościołach, modlili a nawet – tzw. flagellanci – biczowali do krwi. Europa i tak została zdziesiątkowana. Miliony umierały w cierpieniu, wśród nich księża i zakonnicy. Nie pomagało nawet spalenie czarownic. Zarazy nawiedzały Europę regularnie, przez setki lat siejąc śmierć i zniszczenie.
Jak zwykle w takich sytuacjach pojawiają się pytania, egzystencjalne. Czy epidemie spadają na ludzkość za sprawą natury, czy Boga? Rozgorzały spory światopoglądowe. Ksiądz profesor Czesław Bartnik z KUL zdaje się wskazywać na Boga: „Można się zastanawiać, czy nasze szczególnie trudne czasy nie są też, z zamysłu Bożego, głosem Bożym przypominającym nam, żebyśmy się zwracali we wszystkim do Boga jak do Ojca i Zbawiciela.”. Uważa też, powołując się na św. Augustyna, że na świecie musi być źle, bo byśmy nie chcieli iść do nieba…. Z kolei profesor Zbigniew Szawarski, honorowy przewodniczący Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN rozróżnia zło naturalne i zło moralne. „Zło naturalne to zło, które wypływa z działania samej natury, zło niezawinione przez człowieka. Zło moralne to zło spowodowane przez człowieka.” Tyle że można się spierać o źródła każdego zła, na co przykłady daje nam literatura. Co najmniej od Homera do Mickiewicza („Alpuhara”).
Albert Camus, autor słynnej powieści „Dżuma” (będącej znów bestsellerem w wielu krajach zachodnich) pytał w książce: „bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika”? Równie dobrze mógłby pytać o bakcyl zła, które w świecie, jak pokazał, jest wszechobecne i niezniszczalne. Dziś za sprawą koronawirusa. Angela Merkel jest przekonana, że w dłuższej perspektywie około 60-70% Niemców zostanie zarażonych. A jak będzie w Polsce? To będzie zależało od naszej roztropności. Te radykalne działania, które rząd podejmuje, już są przez wielu krytykowane, także przez prawicowych dziennikarzy. Np. Łukasz Warzecha („Do Rzeczy”) uważa, że rząd używa maczety gdy mógłby użyć skalpela. Sprawa jest otwarta…
Abp. Depo zadaje inne fundamentalne pytanie: co jest gorszym kataklizmem: zaraza, wojna, czy ideologia gender? Zapewne gender…. dopowiadam. Dlatego w Polsce już prawie 90 gmin ogłosiło się strefą „wolną od LGBT” (ludzie LGBT będą zapewne wkrótce ekspediowani w kosmos…). Mamy też inne, „swojskie” kataklizmy: hejt nasz codzienny i nadal trwającą wojnę polityczną. Publicysta Jerzy Surdykowski woła w tytule swojego artykułu „Ojczyzna w niebezpieczeństwie” (jeśli, jak się obawia, nastąpi reelekcja obecnego prezydenta). Armagedon…
Weszliśmy w trudny czas, czas próby dla narodu. Zaraza jest testem dla gatunku homo sapiens. Jest wyzwaniem. Podobnie jak u Camusa w „Dżumie”. Mamy tam ostro zarysowane charaktery. Paneloux, jezuitę, wierzącego, że dżuma jest karą boską i przeżywającego kryzys wiary; handlarza Cottarda, liczącego, że dzięki epidemii uniknie kary za nadużycia; i wreszcie doktora Rieux, pozbawionego złudzeń, a jednocześnie pełnego poświęceń, heroicznie leczącego pacjentów, bez względu na konsekwencje. Doktor Rieux wie, że „zwycięstwa będą zawsze tymczasowe”. Ale tylko w ten sposób można ocalić człowieczeństwo. W tym bowiem zawiera się sens naszej egzystencji. Tak długo, jak walczysz, jesteś zwycięzcą, twierdził klasyk.
Cóż, nie będziemy żyć wiecznie i będziemy się starzeć. Będą też epidemie i inne kataklizmy. Nawet nad Pacyfikiem zdarzają się trzęsienia ziemi (kilku sam doświadczyłem). Czy nasza planeta jest tonącą Atlantydą? Wierzymy, że nie, ale jeśli nawet… Każdy z nas i tak może odnaleźć w sobie, a potem ocalić jakąś wartość, której nada sens. Tak jak doktor Rieux w „Dżumie”. Przemyślmy to teraz, w czasie kwarantanny. Żadna zaraza nie powinna nam w tym przeszkodzić.
Felieton autorstwa Daniela Kortlana.