Na początku, żeby było jasne. Polski samorząd to jest skarb. To wielkie osiągnięcie naszego kraju po 1989 roku. Tysiące radnych, wójtów, burmistrzów i starostów wspaniale z wielkim zaangażowaniem pracuje na rzecz swoich małych ojczyzn i lokalnych środowisk. Nikt tego nie jest w stanie zanegować i podważyć. Sprawa bezdyskusyjna. Niestety szczególnie w ostatnim czasie część samorządowców (nieliczna, ale jaskrawa) z powodów politycznych stara się zniszczyć ten wspólny dorobek. Sprawy idą za daleko. A kilka osób chyba zapomniało, że to Polska jest nadrzędna do samorządów, a nie na odwrót.
W ostatnich miesiącach mamy bardzo dużo przykładów gdzie samorządy kierowane przez polityków opozycyjnych (często dla niepoznaki poprzebieranych w płaszczyki niezależności) organizują de facto bunt i rokosz przeciwko państwu polskiemu reprezentowanemu przez rząd. Przede wszystkim główny przykład to dezorganizacja i realny bojkot wyborów prezydenckich, które miały odbyć się w maju tego roku. Wówczas w jawny sposób wielu samorządowców przeciwstawiło się wytycznym rządu i w wyniku tego oporu wybory wówczas nie zostały przeprowadzone. A co gorsze fakt ten pozostał niestety bez jakiejkolwiek reakcji i konsekwencji ze strony państwa.
Kolejna sprawa to dyskusja nad ewentualnymi administracyjnymi zmianami w samorządzie. Sprawa medialna i dopiero w fazie dyskusji. Jednakże spotyka się z wielką falą oporu samorządowców, którzy z powodu swojego partykularnego i partyjnego interesu chcą zachować własne przywileje. Ich punkt widzenia jest bardzo wąski i dotyczy tylko obszaru, którym zarządzają. Nie liczą się z argumentami rządowymi, które opierają się na perspektywie ogólnopolskiej, a wręcz je podważają i wyszydzają. Liczy się tylko stołek, władza tu i teraz i interes partyjniacki. Polska jest gdzieś na dalekim planie.
Liderzy tego podejścia dla swojego dobrego samopoczucia są w stanie podpalać społecznie Polskę, a wykorzystując swoje przywileje samorządowe, organizują bunt i werbują do niego inne samorządy. Za przeciwnika biorą polską rację stanu, bo dla nich jest ona nieważna, albo znajduje się na drugim planie. Liczy się tylko własny interes. Przy okazji uruchamiają olbrzymie nakłady finansowe i napędzają machinę samorządową w celu obrony własnego widzimisię. Do niczego dobrego taka polityka nie prowadzi.
Ten bunt ma wiele wymiarów. Jeden ze zbuntowanych samorządowców organizuje spotkania, głosuje uchwały i organizuje harce przeciwko rządowi polskiemu, ale jednocześnie wymaga pomocy od rządu, a po pieniądze, które z tej strony dostaje, sięga bardzo chętnie.
Inny lider oporu samorządów przeciw polskiemu rządowi intensywnie rozporządza środkami finansowymi i rozdaje je jak własne. Jeździ po regionie z tablicami, komu co rozdaje, żeby nikt nie zapomniał, że to od niego. A przecież te środki to jedyna zasługa polskiego rządu. Gdyby nie polski rząd, ten znany dobroczyńca samorządowy mógłby jeździć po województwie i rozdawać co najwyżej papierowe laurki. Wielu pomniejszych samorządowców zgadza się na ten bunt i uczestniczy w tej hucpie dla świętego spokoju, albo macha na to racjonalnie ręką. Bo jak nie opowie się za darczyńcą, to przy następnej okazji być może nic już nie dostanie dla swojej gminy.
Bardzo źle, że takie instrumenty wykorzystywane są do bieżącej polityki i do walki samorządów z polskim rządem. Na terenie tych buntowniczych samorządów mieszka wielka liczba mieszkańców, którzy popierają działania rządu i nie zgadzają się z hucpą uprawianą przez ich przedstawicieli samorządowych. Warto o tym pamiętać, zanim weźmie się udział w kolejnym cyrku urządzanym przez partyjnych samorządowców w celu walki z polskim rządem.
AUTOR: Artur Czapliński
Skarb? Czyżby? A zasiedzenie A.Struzika na posadzie od 20 lat to też skarb…