Dzisiaj tylko zacznę felieton, a dokończycie go wy, Drodzy Czytelnicy. W jaki sposób? Oczywiście wpisując swoje komentarze pod tym artykułem. Bo bez was i bez waszych wspomnień, ten felieton nie ma prawa się udać!
Na wstępie uprzedzam malkontentów – doskonale wiem, że wyraz „kultowy” jest w dzisiejszych czasach nadużywany, ale jestem zmuszony w tym tekście posługiwać się nim wielokrotnie, bo – póki co – lepszego słowa na określenie tego, o czym chcę napisać, jeszcze nie wymyślono. Niestety.
A zacznę nietypowo, bo od swojego dzieciństwa w Wołominie. Jednym z najsilniejszych wspomnień z tego okresu jest to związane z… czołgiem! Tak, tak – ze starym, zardzewiałym i zaspawanym na amen wrakiem T-34, który stał na cokole przy wjeździe do miasta. Wyglądał trochę absurdalnie na tle socrealistycznych bloków w oddali, ale na Boga – kogo to obchodziło? Ważne jest to, że kilka generacji wołominian wychowało się na tym czołgu. Pamiętam do dziś zażarte bitwy pod maszyną, rozcięte łuki brwiowe i kłamstwo jednego z kolegów, który przechwalał się na wszystkie świętości, że był kiedyś w środku pojazdu. To wspomnienie jest na tyle silne, że czasami nawet ta poczciwa kupa żelastwa śni mi się po nocach.
Obsesja? Nie sądzę. Ten czołg stał się po prostu kultowym miejscem w moim mieście i to nie tylko dla mnie, bo kiedy go likwidowano kilka lat temu, w Wołominie nastąpiło prawdziwe poruszenie, jakby co najmniej odbierano mieszkańcom miasta niepodległość.
Pamiętam też lodziarnię państwa Ciuków, w samym centrum miasta. Odkładało się z kieszonkowego grosz do grosza, a potem wydawało na trzy kulki lodów waniliowych. Toż to był prawdziwy obłęd smakowy! Zresztą nie tylko dla mnie, skoro moi rówieśnicy do dzisiaj wspominają nieistniejącą już cukiernię.
Bo kultowe miejsce wcale nie musi być zabytkowym kościołem, budynkiem czy też pomnikiem. Ba – status lokalnej „kultowości” osiągają często miejsca i budowle absurdalne. Mieszkańcy już nie raz udowodnili, że darzą uwielbieniem miejsca nieoczywiste, dlatego w Wołominie do dziś, z łezką w oku jest wspominany niejaki „grzybek” (czyli wysoka wieża ciśnień, zburzona kilka lat temu), ale już nad urodą tamtejszych kościołów nikt się pochyli, bo – szczerze mówiąc – raczej nie ma nad czym.
Wy, mławianie, macie kilka zabytkowych budynków – ratusz, halę targową czy kościół farny. Przyznam, że będąc pod raz pierwszy w Mławie byłem pod wrażeniem i – przyznam się – trochę wam ich zazdroszczę. Ale czy to są aby na pewno wasze kultowe miejsca? Takie, w których spędzaliście swoje dzieciństwo, umawialiście się na spotkania i randki. Takie, które śnią wam się do dzisiaj?
Może na przykład park miejski? Popówka? Może to były wasze miejsca spotkań z podwórkową bandą? Eee, przecież równie dobrze możecie wspominać jakiś niewielki sklepik, którego już dziś nie ma, czy też knajpę, którą zamknęli kilka lat temu. Zostały tylko we wspomnieniach mieszkańców i stały się miejscami kultowymi, o których rozmawia się z łezką w oku, do dziś.
I tutaj właśnie moja rola w tym felietonie się kończy. Teraz czas na was – czekam z niecierpliwością na wspomnienia i opisy waszych czołgów, „grzybków” i cukierni. Napiszcie o nich, przypomnijcie je reszcie mieszkańców – może i oni się do nas dołączą?
Michał Szulim– założyciel i wokalista zespołu Plateau, z którym nagrał 5 płyt i zagrał blisko 700 koncertów. Autor książki „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże”, dziennikarz Radia Dla Ciebie, twórca bloga podróżniczego MiejsceZaMiejscem.blog.pl Od marca 2017- felietonista portalu „Nasza Mława”.
Najlepsze parasole w Mławie "U Lecha", wypite piwa przy dawnym peronie na Mława Miasto.
Lorneta i meduza "Pod kurantem".
Lody z "okrąglaka", wesołe miasteczka i cyrk na dawnej targowicy tu gdzie jest obecnie LOK i bloki….
BAJKA 🙂
Kawiarnia Bajka, grająca szafa i krem sułtański.