Wódz Narodu jest jak Słońce Narodu. Jak na geniusza przystało wysławia się mądrze i wielu słów prostaczkowie nie pojmą. Takich jak: dyfamacja, ojkofobia, imposybilizm. Albo permisywizm czy fraternizacja. Ale czasem wyraża się jaśniej i budzi lęki. Gdy mówi o lepszym i gorszym sorcie Polaków, o zdrajcach i kanaliach, wielu czuje się posortowanych. Z urzędu. Jak nie przymierzając świnki przed egzekucją. Można wpaść w katalepsję, albo przynajmniej nabawić się kompleksów. Podobnie, gdy grzmi o nihilizmie….
Niedawno na konwencji w Lublinie prezes zadeklarował, że jest jedyny, powszechny i słuszny system wartości, ten którego „dzierżycielem” jest Kościół Katolicki. „Poza nim mamy tylko nihilizm”. Ale co to jest tak naprawdę nihilizm? Niektórzy poczuli się walnięci obuchem i wpadli do czarnej dziury. Nic tylko mrok i smog (bo już jesień). Inni próbują się otrząsnąć z przygnębienia. Mnie to pojęcie kojarzy się nieodłącznie z filozofem niemieckim z XIX wieku Fryderykiem Nietzsche, który nie wierzył w sens świata i w boską opatrzność. Ale za to przyznawał się do polskiego pochodzenia a państwa niemieckiego nie cierpiał. To powinno ocieplić nasze uczucia wobec niego tym bardziej, że miał trudne życie (a pewnie i mroczne), los go nie oszczędzał. Ale, tak czy inaczej, od tamtego czasu pojęcie nihilizmu przeszło ewolucję i – można powiedzieć, rozwarstwiło się w nurty. Rozróżnia się nihilizm ontologiczny, epistemologiczny, egzystencjalny, moralny, etc. Jego bujny rozwój przewidział właśnie Nietzsche. To temat do wielkich sporów na gruncie filozofii. Czy jednak nihilizm jest taką hydrą czającą się wszędzie poza wyznaniem katolickim? Ciekawe co na to protestanci, ewangelicy, prawosławni, czy muzułmanie którzy wszystkich wierzących w innego boga niż Allah uważają za „niewiernych” (infidels)?
Zapytany o to prymas Wojciech Polak udzielił odpowiedzi negatywnej. Nie jest to „absolutnie stanowisko Kościoła katolickiego w Polsce ani w ogóle stanowisko Kościoła katolickiego”. I tu wpadłem w konfuzję. Bo w wielu czasopismach prawicowych, a także na portalach zaczęto okrutnie poniewierać prymasem. Pisano: „Biskupi winni wypowiedzieć mu posłuszeństwo i złożyć wniosek do Papieża o odwołanie ze stanowiska. A najlepiej zamknąć go w zakonie bez dostępu do ludzi, aby nie hańbił wiary”. Takich wpisów były dziesiątki. Nie zauważyłem żeby ktoś ważny bronił księdza prymasa, nawet purpuraci.
Z drugiej strony, niektórzy dziennikarze dość żartobliwie (jak mniemam), zaczęli lansować samego prezesa na prymasa (np. Tomasz Krzyżak w „Rzeczpospolitej”). I właściwie, dlaczego by nie? Geniusz wszystko może. Nie tak dawno, prezes sam zgłaszał wolę zostania szefem opozycji wobec własnego rządu. Byłaby to zapewne najbardziej „konstruktywna” opozycja z możliwych. A jednocześnie, bylibyśmy znani w całym świecie jako twórcy jedynego, prawdziwie awangardowego modelu politycznego. Może nawet weszlibyśmy do Księgi Guinessa?
Podobnie, gdyby prezes został prymasem w Kościele, mógłby zapewnić absolutną „jedność ołtarza z tronem” i zgodnie z zasadą przyjętą po kongresie westfalskim (1648 r.) cuius regio eius religio, wszyscy poddani zostaliby objęci patronatem prezesa – prymasa. Nie było by potrzeby w ogóle mówić o nihilizmie i zastanawiać się z jakim konkretnie nihilizmem mamy do czynienia. Oprócz tego, że świat, jak wiadomo, został stworzony przez Boga ex nihilo ( z niczego) i Nietzsche nie miał z tym (chyba) nic wspólnego więc tu jest „czysty”.
Na razie jednak, jak się wydaje, nihilizm wżera się w nasze serca nie tylko poza Kościołem lecz i w Kościele. Pan prezes chciałby żeby w każdej kwestii, nawet najbardziej spornej, w samym Kościele panowała jedność, według jego instrukcji, choć nie jest jeszcze prymasem. Na przykład w sprawach celibatu, komunii dla rozwodników, ordynacji kobiet, czy LGBT. Jednakże, jak przekonuje nas redaktor Tomasz Terlikowski, tak się nie dzieje. Niemal w każdym kraju trwają wokół tych kwestii spory, czasem nawet w ramach dyskusji synodalnych i mogą się łatwo przenieść do Polski.
Dziennikarz pisze że prawdopodobnie już niedługo te zmiany które ostatnio są proponowane w trakcie synodu w Niemczech mogą zostać przegłosowane, włącznie z akceptacją aktu błogosławieństwa par jednopłciowych. Są bowiem problemy z listą grzechów, ich definicją. Obie strony sporu powołują się na Pismo Święte i nauczanie Jezusa Chrystusa. To co ich dzieli to antropologia, rozumienie człowieka. Jedna strona powołuje się na klasyczne rozumienie człowieka, zakorzenione w Biblii, druga chętnie oddaje pierwszeństwo nauce. Czyli wartościom nihilistycznym, jak by powiedział nasz prezes…. jeśli się dobrze rozumiemy.
Nasz Kościół jeszcze do tych spraw nie dojrzał. U nas emocje budzą takie tematy jak LGBT czy uchodźcy. Ale duch nihilizmu i tutaj krąży i wystawia wiernych na niełatwą próbę. Jak stwierdził ostatnio biskup Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady Episkopatu Polski do spraw Migracji: „Jednym z najboleśniejszych spostrzeżeń ostatnich czterech lat jest to, że z ust najbardziej zdeklarowanych katolików usłyszałem najbardziej wrogie motywy niechęci do przyjmowania uchodźców”.
Nic dziwnego że nie lubimy uchodźców. Już we wczesnych wiekach, tylko dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej, zdołaliśmy odeprzeć najazdy Mongołów. Tak nam wyjaśnił premier Morawiecki w Wąwolnicy. Gdyby Mongołowie u nas się osiedlili wszyscy mielibyśmy dziś skośne oczy. Nawet pewnie pan prezes.
I to dopiero byłby nihilizm…..
Autor: Daniel Kortlan
Panie Danielu , w sporze pomiędzy prymasem a prezesem zdecydowanie ten pierwszy ma racje. Dobrze, że Pan zauważa mądre głosy w Kościele.