Dość obcesowo pojawił się znowu w naszym życiu publicznym temat wyspy. Polska jako wyspa. My wszyscy żyjący na szczęśliwej wyspie. Bo wyspa kojarzy się z błogim lenistwem, nasłonecznioną plażą, czasem tylko z daleka nadciągającymi dzikusami. W księgarniach pojawił się właśnie elektryzujący tytuł: „Życie seksualne kanibali”.
Ten wątek wyspy pojawia się w Polsce i nie wiedzieć czemu znika, jak śpiew klarnetu w koncercie symfonicznym. Jeszcze kilka lat temu żyliśmy przecie na „zielonej wyspie”, bo równaliśmy się z Irlandią. która jest naprawdę wyspą i jest naprawdę zielona. A my w czasie najostrzejszego światowego kryzysu byliśmy jedyną gospodarką w Unii bez jakiejkolwiek recesji. Nawet przez jeden kwartał nie byliśmy na minusie. I to był wyczyn, zważywszy. że nigdy dotąd nie mieliśmy okazji wyróżniać się w gospodarce. Ale pal sześć gospodarkę. W czasie ostatniej miesięcznicy Jarosław Kaczyński dość profetycznie wyraził opinię, że jeśli nawet w pewnych sprawach pozostaniemy sami, to pozostaniemy. „Będziemy wyspą wolności, tolerancji, tego wszystkiego co było ważne w naszej historii”. Tyle tego będzie na wyspie. Bardzo to było intrygujące. A jednak dopadły mnie wątpliwości. Wyspy wolności to na przykład Hawaje. Piaski białe, czarne i kolorowe, niezmącone słońce, kwiaty we włosach pięknych pań… Aloha! Chociaż i tam kiedyś, w samym środku stycznia, poparzyłem się słońcem tak bardzo, że byłem wyłączony z opalania na miesiąc. Na innych wyspach w późniejszym czasie byłem uważniejszy, choć nie ustrzegłem się zakupu fantomowego miejsca na Kanarach.
Bardziej podobały mi się wyspy literackie. Choćby głośna książka Michela Houellebecqa „Możliwość wyspy”. Jej bohater to mój imiennik Daniel, piszący zawodowo, ale nie jak ja krótkie felietony, tylko profesjonalne skecze na estradę. Człowiek bogaty, znany, wielbiony przez tłumy. Nie mogąc wybrać między dwiema kobietami, z których jedną kocha, a drugą pożąda, wpada w egzystencjalny spleen. Pozwala się sklonować, a jego dwa klony żyjące dwa tysiące lat później, mają już zupełnie inną perspektywę na życie. Mamy w tej książce refleksję nad nieskończonością. I pustką konsumpcyjnego życia. Ale nie wiemy dokładnie, gdzie jest wyspa. Bo człowiek ponoć nie jest „samotną wyspą”, jak stwierdził pewien klasyk. A może właśnie jest? Bo sam się rodzi, cierpi i umiera…? Spory dysonans poznawczy.
A czy kraj taki jak Polska też może być wyspą? Trochę do tego nawiązywał Wyspiański. W czasie ostatniego Narodowego Czytania w którym również miałem zaszczyt uczestniczyć (w mławskiej bibliotece), wybrzmiały jego słynne słowa w „Weselu”: „ niech na całym świecie wojna/byle Polska wieś zaciszna/byle polska wieś spokojna.” Prawda, że to pachnie słowiańską wyspą? Tyle, że to było pisane ironicznie, dziś tak wielki poeta byłby pewnie źle postrzegany przez patriotyczny elektorat, bo tak sobie narzekał: „Tak by się het gnało, gnało/do ogromnych wielkich rzeczy/a tu pospolitość skrzeczy, a tu pospolitość tłoczy/włazi w usta, uszy, oczy”. Myślicie że to San Escobar? Wyspiański mówi „A to Polska właśnie”.
Zacząłem się zastanawiać. co znaczą słowa użyte przez wodza partii na Krakowskim Przedmieściu. I zaraz się zawstydziłem, bo przecież widać na każdym kroku, że wolności w rządzie jest w bród. W związku z tzw. aferą bilboardową, gdy grube miliony z publicznych funduszy przeznaczono na partyjną kampanię, jedni z rządzących twierdzili, że to rząd tę kampanię zamawiał, inni zaś, że absolutnie nie rząd. Pełen demokratyczny pluralizm. Poza tym nie było przetargów, podobnie jak nie ma konkursów przy obsadzaniu stanowisk państwowych. Wolno wolno… jak w tej reklamie piwa. I szybko i wolno. Pełna wolność. A tolerancja? No przecież prezes Kaczyński toleruje prezydenta Dudę pomimo tego, że ten ostatni zawetował aż dwie ustawy reformujące sądownictwo. Pan prezes określił to jako „poważny błąd,” ale głowy przecież prezydentowi nie urwał. A mógł. Czy to nie przykład tolerancji?
Wszelako nadal nie było jasne, co by też mogło znaczyć, że na tej wyspie będzie wszystko co było ważne w naszej historii. Co było tak szczególnie ważne? Przywrócimy arystokrację? Czy powróci pańszczyzna? Albo wolna elekcja? A może liberum veto? To wszystko kiedyś odróżniało nas od innych krajów, zwłaszcza zachodnich. Sprawiało, że byliśmy „wyspą” na morzu cywilizacji. Pomógł mi artykuł księdza profesora Czesława S. Bartnika, zamieszczony w weekendowym „Naszym Dzienniku”. Jego tytuł to „Dziejowe posłannictwo Polski”. Długi artykuł. Ksiądz profesor powołuje się na mesjanizm polski, na „święte początki, wysoką moralność, szerzenie prawowiernej nauki ewangelicznej wśród narodów i u siebie, ściąganie ataków złych narodów…”. Chodziło w historii o przeciwstawienie się tej sekularyzacji jaką wywołała rewolucja francuska. Wywróciła dobrotliwe rządy królów. Dziś jesteśmy nadal w opresji, albowiem: „Po bolszewizmie przychodzi nawałnica lewicowego liberalizmu, który z wściekłością burzy całe dziedzictwo Europy, tradycję, chrześcijaństwo, ogólnoludzką moralność, godność, praworządność (…). Oficjalne czynniki UE koncentrują się w imię rzekomych „wartości europejskich” na walce z Węgrami, a szczególnie z Polską(…)Toteż nasila się coraz mocniej ta swoista wojna hybrydowa antyreligijna przeciw większości społeczności katolickiej, wojna przybierająca już coraz bardziej postać widma wojny zbrojnej przeciwko nam ze strony dwóch wielkich sąsiadów, którzy stają się wyraźnie znów przyjaciółmi przeciw Polsce.”.
A zatem stało się jasne, że ta kampania prowadzona ostatnio przeciwko naszym dwóm wielkim sąsiadom, to znaczy Niemcom i Rosji, nie jest bez znaczenia, że ona przeciwnie jest mocno osadzona w historii. Kaczyński wiedział co mówi. Powraca nasz polski romantyczny mesjanizm. Podobnie jak przed drugą wojną światową, wracamy do znanej nam z historii doktryny dwóch wrogów. Z zachodu, ale też ze wschodu, znów idzie nawałnica. Jak ten huragan Irma. Ale my się nie poddamy, będziemy dzielni, będziemy walczyć! Choćby jak pod Somosierrą. Bo my jesteśmy, my będziemy wyspą.
Czy nas jednak aby ta nawałnica nie zaleje, jak te wyspy na Pacyfiku?
Nie będzie żadnej wyspy – bo jak podaje NaszaMlawa.pl – jutro będzie koniec świata.
Prezes Kaczyński ma mentalność plemiennego kacyka.Wszedł na podium i w krótkim przemówieniu łaskawie obwieścił że będziemy sami.Najwyraźniej jak już wszystkich nas weźmie pod but,to wtedy obwieści że jesteśmy”wyspą wolności,tolerancji i czego tam więcej.Do głowy temu arogantowi nie przyjdzie że może Polacy nie chcą ,,być sami”Nie po to wywalczyliśmy demokrację i nie na tym polega solidarność.Panie Danielu,ja zawsze będę krzyczeć że nie chcę jego zakichanej wyspy.Niech sobie zgred jeden,sam na niej mieszka.