Michał Gogolewski, historyk, ale także śpiewak operowy i nauczyciel w klasach wokalnych Państwowej Szkoły Muzycznej w Mławie, reżyser wielu wystawianych tam operetek. Pochodzi z Wrocławia i to tam początkowo grywał i śpiewał przepięknym basso cantante m.in. na deskach teatru muzycznego.
Jak sam mówi, jego głos został odkryty późno i przypadkowo. W liceum jego wychowawczyni przygotowując program na studniówkę, szukała osób, które wykonają piosenki z lat 20. i 30. Michał Gogolewski miał zaśpiewać „Całuję twą dłoń madame”. Po występie usłyszał „poważną” groźbę: „Jeśli zmarnujesz taki głos, to pamiętaj, że cię znajdę” – powiedziała wspomniana nauczycielka. Do dziś spotyka się z nią na kawie, ilekroć wraca w rodzinne strony. Zdecydował jednak studiować historię, choć już wtedy muzyka była mu bliska.
Kiedy pan doszedł do wniosku, że historii uczyć jednak nie chce?
Już na studiach. Na pierwszym roku miałem np. filozofię marksistowsko-leninowską, statystykę, demografię – to mnie zniechęcało. Prawdziwy kryzys przyszedł na trzecim roku, ale mieszkałem wtedy z rodzicami i to im zawdzięczam fakt, że studia jednak ukończyłem. To oni mnie pilnowali i stali nade mną „z batem”. Z perspektywy czasu jestem im za to wdzięczny i do dziś jestem historykiem-pasjonatem. Z drugiej strony, to właśnie wtedy zacząłem chodzić na prywatne lekcje śpiewu. I czułem, że to jest to.
Początki były trudne?
W sumie miałem trzech nauczycieli i to nieszczęście, że mój głos (najpierw uznano, że to bas potem, że baryton) był przez jakiś czas źle prowadzony. Ciągle chorowałem na zapalenie krtani. Dopiero trzeci nauczyciel – Antoni Bogucki, znany solista Opery Wrocławskiej stwierdził, że to głos pośredni. To on namówił mnie na kolejne studia, a dodam że miałem wtedy… 29 lat. Śpiewałem już w chórach miejscowej opery i operetki, z czasem zacząłem dostawać malutkie role. Pracowałem też w Teatrze Muzycznym. Rodzice martwili się, że nie udźwignę kolejnych studiów, bo mam za dużo obowiązków. Pierwsze dwa lata były bardzo ciężkie, ale dzięki temu nauczyłem się perfekcyjnej organizacji czasu.
Był pan wielokrotnie nagradzany w ogólnopolskich konkursach.
Tak, mój głos był już dobrze prowadzony i to dzięki temu zbierałem laury na konkursach w Warszawie, Dusznikach Zdroju, Katowicach czy Wrocławiu. Potem występowałem na estradach filharmonii z Opola i Kalisza i tam śpiewałem solowe partie w „Requiem”, „Mszy Koronacyjnej” Mozarta czy „Mszy D-dur” Nicolaia. Z jednej strony wszystko zaczynało się bardzo rozkręcać, ale gdy chciałem pracować w teatrach jako solista, to okazało się że nigdzie nie ma miejsc albo będą na „świętego Dygdy, którego nie ma nigdy”. Może zrobiłem błąd, bo nie wyjechałem do Niemiec, a taka propozycja była, ale też wierzyłem, że na pewno znajdę pracę w kraju.
I udało się – w Mławie.
Mój profesor, który uczył mnie śpiewu, zawsze mi powtarzał, że ja sam mam smykałkę do uczenia innych. Taki dar, że wiem, gdzie ktoś robi błąd, jak go naprawić i co ważne, jak tej osobie o tym powiedzieć. Mówił, żebym tego nie bagatelizował, bo jak skończę karierę to kto wie, może sam będę uczył innych śpiewu. Na początku to się trochę z tego śmiałem, bo przecież nie uczyłem się śpiewu po to, żeby uczyć go innych. To były jednak prorocze słowa. Z czasem zacząłem szukać pracy w akademiach i szkołach muzycznych, ale te w okolicy Wrocławia były oblężone, nigdzie nie było miejsc. Wysłałem chyba z 50 podań, odpowiedziała tylko Mława. W tym roku mija 10 lat, od kiedy tu pracuję. Polecił mnie prof. Tadeusz Pszonka z Wrocławia, który mnie znał i jak się okazuje, także cenił. Dostałem wtedy swoją szansę i duży kredyt zaufania od dyrektora PSM w Mławie.
Cały wywiad z Michałem Gogolewskim można przeczytać w kwartalniku „Mława Life”. Czasopismo jest dostępne bezpłatnie w naszej redakcji przy Al. Piłsudskiego 5A oraz w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mławie.
Wspaniały Michał,zdolny,ambitny,w pełni zaangażowany w to co robi.Wiem, bo znam go od małego Michałka ,którego uczyłam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.Wielki Michale pozdrawiam
Teresa Żak
Wybitny człowiek, wyróżniający się swoją niezwykłością w naszej Mławie. Pozdrawiam serdecznie Pana Michała 🙂