Wydawałoby się, że wyprowadzanie psa do czynność rutynowa i zupełnie bezpieczna dla czworonoga. Okazuje się, że nie zawsze. Jest takie miejsce w naszym mieście, gdzie psy nie są bezpieczne, choć wiele z nich jest tam wyprowadzanych.
Duży niezagospodarowany obszar porośnięty krzewami i niekoszoną trawą. Codziennie biega po niej wiele czworonogów, bo jest oddalona od dużego osiedla i spuszczenie ze smyczy psa – nawet dużego – w tym miejscu wydaje się tu całkowicie naturalne i niezagrażające przypadkowym ludziom.
Niestety na tych wysokich nieskoszonych trawach występuje bardzo dużo kleszczy roznoszących psie choroby. To miejsce im wyjątkowo odpowiada ponieważ siedząc na końcu źdźbła mogą spokojnie czekać na swojego żywiciela psa.
Jak dowiadujemy się od zaprzyjaźnionego z redakcją lekarza weterynarii, znaczną część jego pacjentów – chorych psów – stanowią te, które regularnie biegają na obszarze pomiędzy torami, wiaduktem oraz blokami OKM i ul. Zachodnią. Psy zapadają najczęściej na babeszjozę (inaczej zwaną piroplazmozą) wywoływaną przez pierwotniaka Babesia canis, który dostaje się do ciała psa poprzez ukąszenie zarażonego nim kleszcza, który przebywa w skórze przynajmniej dobę.
Objawy choroby to brak chęci do zabawy, jedzenia. Zwierze jest słabe, apatyczne, do tego stopnia, że czasem się zatacza, a jego mocz niejednokrotnie zmienia barwę z żółtej na ceglastoczerwoną. Bywa, że zwierzę wymiotuje, ma duszności, przyspieszone bicie serca, podwyższenie temperatury ciała, często powyżej 40°C. Nieleczona babeszjoza prawie zawsze jest chorobą śmiertelną dla psa.
.
potwierdzam, po spacerze tam z psem wyjęłam mu kilkanaście kleszczy