Kolejne zmiany w obrzędach wymusza koronawirus. Tym razem dotyczą one obchodzonej przez katolików Środy Popielcowej.
Zwykle w Środę Popielcową wierni w kościele, uczestniczą w obrzędzie posypywania głów popiołem. Watykan zdecydował, że podczas tego tradycyjnego obrzędu obowiązkowe będą zmiany, by zapobiec dalszej emisji choroby.
W tym roku Środa Popielcowa przypada 17 lutego, czyli 46 dni przed Wielkanocą. Działająca w Watykanie Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, zdecydowała, że ksiądz, posypując popiołem głowy wiernych, będzie musiał mieć na sobie maseczkę i rękawiczki na zdezynfekowanych przed rozpoczęciem obrzędu rękach.
Nie będzie też wypowiadał tradycyjnej formuły „Pamiętaj, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, którą słyszał każdy wierny w momencie posypywania jego głowy popiołem. Słowa te padną tylko raz bezpośrednio od ołtarza i będą skierowane do wszystkich wiernych zgromadzonych w świątyni.
A co maseczki nie działają, że ksiądz ma nie wypowiadać tych słów, czy co? To po co każą je nam nosić, skoro my rozmawiamy w pracy przez nie godzinami?
Zadziwiające, że w kościele są litry płynu do dezynfekcji, a nadal nie ma wody święconej. Zadziwiające, że otwarto baseny swego czasu uznając, że woda nie przenosi wirusa, ale w kościelnych kropielnicach nadal jej nie ma. Zastanawiam się jak długo katolicy będą jeszcze znosić to jak są poniewierani i traktowani niesprawiedliwie przy wyznaczaniu obostrzeń. Jak to możliwe, że ingerują one w sprawowanie liturgii? Jakim prawem biskup Rzymu na to pozwala?
Boga się nie boli, a ludzi się boi.