Przez długi czas Śmigus i Dyngus (ich nazwy pisano wówczas wielką literą) były odrębnymi zwyczajami, ale z biegiem lat zlały się w jeden- do tego stopnia, że przestano je rozróżniać.
Śmigus pierwotnie polegał na symbolicznym biciu np. witkami wierzby po nogach, a następnie oblewaniu wodą. Chodziło o oczyszczenie się z brudu i przygotowanie duszy do zbliżającej się wiosny. Z biegiem czasu na zwyczaj śmigusa nałożył się zwyczaj tzw. dyngusowania, który dawał możliwość wykupienia się pisankami z podwójnego lania.
Dyngus to wizyta?
W języku słowiańskim dyngus nosił nazwę „włóczebny” co oznacza, że korzeni tego słowa doszukać się można w zwyczaju polegającym na składaniu wizyt znajomym i rodzinie. Dyngus stał się świetną okazją dla ludzi uboższych (wędrowców), którzy mogli podczas takich wizyt skosztować wykwintnych przysmaków. Dawniej wierzono, że wizyta wędrowców przynosi szczęście. Gospodarze musieli zadbać jednak o to, by odpowiednio ich ugościć, bo w przeciwnym razie wędrowcy robili niemiłe psikusy.
Zapobieganie chorobom i coś dla płodności
Śmigus-Dyngus był zwyczajem obchodzonym wyłącznie wsiach. Ich mieszkańcy żyli w przekonaniu, że oblewanie wodą zapobiega chorobom i.. sprzyja płodności. To dlatego częściej polewano nią młode panny, niż mężczyzn. Potem ten zwyczaj podchwycili także mieszkańcy miast.
Dziś to już nie to samo…
Naszym babkom i prababkom do głowy by nie przyszło obrażać się za to, że ktoś w „lany poniedziałek” zafundował im solidny prysznic wodą z wiadra.
– Było przy tym sporo śmiechu, a czasem i sprzątania (gdy woda chlusnęła na podłogę). Dziś tak się bawić potrafią tylko dzieci, ale i tego czasem rodzice im zabraniają. Szkoda, bo kolejna ludowa tradycja pójdzie w niepamięć – mówi nam pani Irena, seniorka z Ciechanowa. I dodaje, że nowomodny zwyczaj oblewania pań nie wodą, a perfumami jest raczej dziwaczny i błazeński.
Czy zgadzają się państwo z tą opinią? Zachęcamy do dyskusji i śmigusowo-dyngusowych wspomnień.