„Saga Rodu Turskich” to wydawnictwo finalizujące 7-letnią pracę mławianina Wojciecha Kaska, który zebrał materiały dotyczące jego przodków noszących nazwisko Turscy.
Jak wyjaśnia prof. Jerzy Bralczyk, który również jest potomkiem tego rodu, nazwisko Turski pochodzi od tura. Zwierzęcia z rodziny wołowatych, którego ostatni na ziemi egzemplarz, samica, został zabity pod Jaktorowem (obecnie w powiecie Grodzisk Mazowiecki) w 1627 toku. Zwierzę to było bardzo silne, stąd zostało po nim powiedzenie „ Silny jak tur”. Sam profesor urodził się w Ciechanowie, a jego przodkowie pochodzili z północnego Mazowsza. W Mławie, w istniejącym kiedyś seminarium nauczycielskim studiowała jego rodzina, a pradziadek Turski (ojciec babci) był kierownikiem szkoły.
Tego wszystkiego można było się dowiedzieć na VI zjeździe rodziny Turskich, który odbył się 7 września 2019 w Mławie. Przybyło na niego około 50 osób, noszących dziś różne nazwiska, ale będących potomkami rodziny Turskich z Turzy.
Z tej okazji, w nakładzie 100 egzemplarzy, wydana została książka „Saga rodu Turskich”. To zbiór archiwalnych dokumentów, opisy pokoleń oraz rozrysowane poszczególne części drzewo genealogiczne. O tym, jak udało się zebrać do niej materiały i stworzyć drzewo genealogiczne rozmawiamy z jej współautorem Wojciechem Kask.
Wojciech Kask – od kilku lat członek grupy Grupy Nieformalnej Mława Miasto Zabytkowe, z którą zbiera i publikuje dokumenty dotyczące historii Mławy i jej okolic. Jest też pomysłodawcą i organizatorem wystaw plenerowych ukazujących wybrane fragmenty z historii naszego miasta. Odznaczony medalem „Zasłużony dla miasta Mławy”. Opracował cztery drzewa genealogiczne
Radosław Chyl – Skąd pomysł na tą książkę ?
Wojciech Kask: Książka ta zawiera całą moją wiedzę, którą zebrałem w ciągu 7 lat i z roku na rok przekazywałem rodzinie na dorocznych zjazdach. Z racji tego, że było dużo pytań od członków rodziny czy mam rozrysowane całe drzewo genealogiczne, czy mam zdjęcia, na zjeździe w tamtym roku podczas rozmowy Andrzej Gołaszewski zaproponował żebyśmy to wszystko opublikowali w formie książki.
RCH – Jak daleko udało się Panu cofnąć?
Wojciech Kask: Przez te siedem lat nie udało mi się odkryć wszystkiego dlatego będę odkrywał dalej. Na chwilę obecną ustaliłem według księgi ślubów pierwszego przodka. Z aktu ślubów jego dzieci wynika, że urodził się w 1748 roku. Księgi metrykalne zachowane są w archiwach miejskich od 1808 roku, a w archiwach diecezjalnych prowadzonych po łacinie rodzina Turskich notowana jest od 1787 roku. Po roku 1808 dokumenty spisywane są po polsku i rosyjsku. W tych pierwszych sporządzonych po łacinie opisy są krótkie i czasami ciężko mi było powiązać jakiegoś Turskiego z moim drzewem genealogicznym. Tam praktycznie nie ma rozciągniętego opisu. Nie wiem kim byli rodzice, czy dziadkowie, czy wujkowie, a to jest najważniejsze. W każdym akcie urodzenia dziecka jest ważny ojciec, ale najważniejsza jest matka i to z jakiego domu pochodzi, czyli jakie było jej nazwisko panieńskie. Czasami może być tak, że Turski Jerzy czy Turska Waleria będą występować w kilku aktach np. pięciokrotnie, ale z domu matka ma inne nazwisko, stąd wiadomo, że chodzi o różne osoby. To jest najważniejsza informacja w tworzeniu drzewa.
RCH – Skąd wzięła się Pana pasja do tworzenia drzewa genealogicznego?
Wojciech Kask: Zaczęło się to 7 lat temu. Mam w domu oryginalne portrety moich pradziadków, przekazane mi przez moją babcie, która mieszkała na Wólce. Kiedyś siedziałem w domu na fotelu i patrząc na te zdjęcia pomyślałem „może bym się coś więcej dowiedział na temat wcześniejszych przodków naszej rodziny Turskich”. Ja noszę nazwisko Kask, ale przodkowie Turscy powiązanie ze mną mają. Zacząłem poszukiwania od archiwum we Włocławku, bo dowiedziałem się od cioci Bukowskiej, że rodzina Turskich, czyli jej dziadek, a mój pradziadek pochodził z parafii Tłuchowo z miejscowości Turza Wilcza i Kamień Kotowy. Napisałem do archiwum we Włocławku i dostałem odpowiedź, że mają akt urodzenia mojego pradziadka Aleksandra Turskiego i za drobną opłatą (bo każde archiwum bierze opłaty) dostałem w ciągu dwóch tygodni skan na maila. Od tego się zaczęło. Miałem akt urodzenia, a w nim dane jego rodziców. W dalszych poszukiwaniach pomógł mi też pracownik archiwum we Włocławku. Znalazł przodków po mieczu, czyli linii prostej po ojcu. To było trudniejsze niż teraz, bo 7 lat temu praktycznie żadne archiwalne akta metrykalne nie były publikowane w internecie. Od niego dostałem 4 pokolenia wstecz do Wojciecha i Salomei. To są pierwsi przodkowie, o których informacje udało się zdobyć. Od tego momentu postanowiłem sam rozszerzać to drzewo, które z roku na rok rosło. Jeździłem do płockich archiwów: miejskiego i diecezjalnego. Co roku dokładałem informacje, dzięki temu zebrałem dużo wiadomości na temat rodu Turskich. Jeśli chodzi o linię mojej babci – nie żyje już żadna osoba z babć ani cioć żeby mogły przekazać informacje na temat swoich dziadków czy pradziadków.
RCH Co konkretnie możemy znaleźć w książce?
- Książka zawiera 200 stron, na których jest opublikowane około 150 aktów urodzeń, ślubów, zgonów. Jest 18 aktów przekazania ziem. Są opisy poszczególnych pokoleń, które udało mi się zrobić na podstawie zdobytych dokumentów. Czyli informacje kto kim był i co robił. Między poszczególnymi pokoleniami są rysunki wykonane przez osobę z rodziny.
RCH- Czy dowiemy się czegoś o losach rodziny na przestrzeni wieków?
- Tak. Przypuszczam, że przed rokiem 1800 przodkowie mieszkali w miejscowości Kamień Kotowy oddalonej o 6 km od Turzy Wilczej. Później prawdopodobnie zakupili w Turzy posiadłość, bo byli ziemianami, tak wynika z aktów, bo przed nazwiskami zawsze jest przedrostek Wielmożny Pan, Wielmożna Pani. W parafii Tłuchowo mieszkali co najmniej 200 lat. Niestety obecnie na cmentarzu niema nawet jednego grobu z nazwiskiem Turscy. Przypuszczam, że mój pradziadek był ostatnim pokoleniem mieszkającym w tamtej parafii. Ukończył szkołę uprawniającą do nauczania w szkole podstawowej i zaczął migrować. Ślub wziął w Załuskach pod Warszawą, prababcia miała wtedy 17 lat. Jej matka nie pracowała, a ojciec był pracownikiem gminnym. Ich małżeństwo prawdopodobnie zostało uznane za mezalians. W tamtych czasach tak było, że jeżeli mężczyzna ożenił się z biedniejszą, a rodzice temu byli przeciwni, uznawane było to za mezalians i często kończyło się zerwaniem kontaktów z rodziną. Prawdopodobnie i mój przodek zerwał kontakt z rodziną. Nowożeńcy przeprowadzili się pod Mławę, najstarsze dziecko urodziło się w parafii Niedzbórz, kolejnych dwoje w parafii Grudusk. Następnie zamieszkali w parafii Żurominek, w miejscowości Kosiny, tam na świat przyszło kolejne trzynaście z szesnaściorga dzieci, które urodziła moja prababcia. Między najstarszą Cecylią, a najmłodszą moją babcią różnica wieku wyniosła około 25 lat.
RCH- Na okładce książki widnieje jeszcze nazwisko współautorki?
- Cioci wnuczka Natalia Bukowska zaproponowała, że pomoże mi to wszystko wprowadzić do komputera. Ona dokonała składu i rozrysowania na poszczególne kartki drzewa genealogicznego, które u minie wisiało na całej ścianie. Dzięki temu łatwo teraz można obejrzeć je w książce i poszczególne osoby między sobą powiązać. W ten sposób powstała książka „Saga rodu Turskich”. Wydrukowaliśmy ją w Krakowie w nakładzie 100 sztuk z przeznaczeniem dla członków całej rodziny i następnych pokoleń. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą, może znajdą się kontynuatorzy tego dzieła w następnych pokoleniach
Rozmawiał Radosław Chyl