Branża mięsna bije na alarm w związku z zapowiedziami rządu dotyczącymi propozycji objęcia podatkiem od nadzwyczajnych zysków firm zatrudniających powyżej 250 pracowników. „Nie pomagajcie i nie przeszkadzajcie” – apelują przedsiębiorcy z Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego. Podkreślają, że branża zaczęła wychodzić na prostą. Działania rządu mogą odwrócić ten trend.
„Nie pomagajcie i nie przeszkadzajcie”
W komunikacie prasowym Unia Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego wskazuje na trudności, jakie ostatnio przeszła branża. Najpierw na kryzys dotyczący braku CO2, potem faktury grozy za prąd, gaz. Dotkliwy jest również brak węgla. Kryzysy są powoli przezwyciężane, jak nas poinformowano. Branża zaczęła wychodzić na prostą. Działania rządu mogą odwrócić ten trend.
27 września branża została zaskoczona propozycją 50% podatku od nadzwyczajnych zysków, który nie będzie dotyczył tylko spółek energetycznych, ale każdego dużego przedsiębiorstwa, a więc firm zatrudniających powyżej 250 pracowników.
Eksperci UPEMI twierdzą, że proponowany podatek dotknie wiele rodzinnych firm, ze 100% polskim kapitałem, głównie przetwórców. Zwracają również uwagę na fakt, że przedsiębiorstwo zatrudniające np. 300 pracowników nie może być w żaden sposób porównywane z przedsiębiorstwem zatrudniającym kilka tysięcy pracowników. Oba zaś są traktowane jako duże przedsiębiorstwa.
Kryzys braku CO2, faktury grozy za prąd, gaz, dotkliwy brak węgla.
W imieniu Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego przesłano nam informację dotyczącą propozycji objęcia podatkiem od nadzwyczajnych zysków firm zatrudniających powyżej 250 pracowników. Pełna treść informacji poniżej.
„Ostatni miesiąc dla branży mięsnej można podsumować jako serię zaskoczeń i rosnących problemów związanych z coraz wyższymi kosztami energii. Najpierw kryzys dotyczący braku CO2, potem faktury grozy za prąd, gaz. Dotkliwy jest również brak węgla.
Każdy przedsiębiorca wie, że najgorszym czynnikiem wpływającym na funkcjonowanie firmy jest niepewność i nieprzewidywalność sytuacji.
W połowie września Unia Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego (UPEMI), tak jak inne organizacje branżowe otrzymała pismo od Ministerstwa Aktywów Państwowych dotyczące zapewnienia ciągłości dostaw nawozów oraz CO2. Można by więc uznać, że sytuacja się uspokaja, a kryzysy są powoli przezwyciężane. Wczoraj (27 września — przypis redakcji) jednak branża znów została zaskoczona. Co więcej, zaskoczenie przychodzi z tej samej strony co uspokajające, choć mało konkretne informacje dotyczące produkcji i cen nawozów oraz dwutlenku węgla – z Ministerstwa Aktywów Państwowych.
– Uważnie obserwujemy sytuację branży nie tylko w Polsce, ale w Europie – wyjaśnia Wiesław Różański Prezes UPEMI – zdecydowana większość rozwiązań skupia się nie tylko na opanowaniu kryzysu energetycznego, ale również unikaniu wprowadzania dodatkowych obciążeń dla przedsiębiorców, którzy w zdecydowanej większości ucierpieli w czasie pandemii COVID19. Wczoraj zaś znów, podobnie jak przedsiębiorstwa z innych branż zostaliśmy zaskoczeni informacją dotyczącą tego, że 50% podatek od nadzwyczajnych zysków nie będzie dotyczył tylko spółek energetycznych, ale każdego dużego przedsiębiorstwa, a więc firm zatrudniających powyżej 250 pracowników. Wygląda więc na to, że jakakolwiek pomoc dotycząca zażegnania kryzysu energetycznego zostanie sfinansowana przez nas samych. Jaki więc jest sens takiego rozwiązania? Jeśli proponowane zmiany podatkowe wejdą w życie, to przyczynią się do obniżenia konkurencyjności całej branży rolnej na rynku nie tylko polskim, ale również europejskim.
Eksperci UPEMI twierdzą, że proponowany podatek dotknie wiele rodzinnych firm, ze 100% polskim kapitałem, głównie przetwórców. Zwracają również uwagę na fakt, że przedsiębiorstwo zatrudniające np. 300 pracowników nie może być w żaden sposób porównywane z przedsiębiorstwem zatrudniającym kilka tysięcy pracowników. Oba zaś są traktowane jako duże przedsiębiorstwa.
– W naszej ocenie takie postępowanie jest co najmniej nie zrozumiałe – twierdzi Katarzyna Skrzymowska Kierownik Biura UPEMI – z jednej strony przedsiębiorstwa zapewniane są o pomocy w łagodzeniu skutków kryzysu energetycznego, a z drugiej przedsiębiorstwa same mają za to zapłacić. Można więc poddać w wątpliwość sens takiej pomocy. Nie byłabym zdziwiona, gdyby już od dziś nasi członkowie znów dzwonili do nas z prośbą o interwencję i pomoc. Całkiem niedawno, w związku z naborem wniosków o wsparcie w ramach KPO zwracaliśmy się do Ministerstwa Rolnictwa z prośbą o możliwość rozszerzenia wsparcia o firmy zatrudniające do 750 pracowników, wskazując na ich trudną sytuację oraz brak możliwości konkurowania z największymi podmiotami na rynku. Przy takim obrocie sprawy firmy te zamiast zająć się potencjalnymi inwestycjami zwiększającymi ich konkurencyjność, będą musiały zmierzyć się z propozycją nowego podatku.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele branży.
– Po raz kolejny wszystkie problemy rozwiązywane są kosztem przedsiębiorców. – mówi Krzysztof Borkowski Prezes Zarządu Zakładu Mięsnego Mościbrody – W chwili, gdy musimy mierzyć się z rosnącymi kosztami energii, nie proponuje się nam systemowych, długofalowych rozwiązań, ale próbuje się obłożyć nas nową daniną. Przedsiębiorcy oczekują długofalowych rozwiązań, a nie doraźnego łatania dziur. Jeśli państwo chce pomóc nam w rozwiązaniu kryzysu energetycznego, zamiast dokładać zobowiązań finansowych, powinno zmienić zasady wysokości poręczeń w inwestycjach w odnawialne źródła energii, na przykład w biogazownie. Obecnie ich wartość to 2,5 krotność całości inwestycji. Dla przytłaczającej większości przedsiębiorstw z branży mięsnej jest to wartość zaporowa. Kredyty zaś są oprocentowane wyżej niż w komercyjnych bankach.
Problem nałożenia nowego podatku na dużych przedsiębiorców generuje również kolejne problemy. Finansowanie takiego podatku sprawi, że przedsiębiorcy nie będą mogli podnosić wynagrodzeń, tak aby zatrzymać pracowników w Polsce. Krzysztof Borkowski już widzi taką tendencję. Jak twierdzi pracownicy zamiast pracy w Polsce wybierają zakłady przetwórcze w np. w Danii, gdzie mogą zarobić od 4 do 5 razy więcej. Powoduje to odpływ wykwalifikowanych pracowników.
Częściowym rozwiązaniem coraz trudniejszej sytuacji przedsiębiorców mogłyby być środki z Krajowego Planu Odbudowy. Przedsiębiorcy z branży rolnej będą mogli składać wnioski o taką pomoc od 17 października. Jednak tu również czeka na nich niespodzianka. O pomoc będą mogli ubiegać się jedynie mikro, mali i średni przedsiębiorcy.
– Wyłączono z pomocy dużą grupę przedsiębiorstw, które zatrudniają powyżej 250 pracowników, a więc spełniają definicję dużego przedsiębiorcy – wyjaśnia Borkowski – Nie mają jednak one możliwości konkurowania z przedsiębiorstwami, które zatrudniają kilka tysięcy pracowników. Oficjalnie więc prosiliśmy Ministerstwo Rolnictwa o umożliwienie składania wniosków do KPO dla firm zatrudniających do 750 pracowników. Te polskie firmy rodzinne, z trudnością konkurują z dużymi koncernami przemysłowymi w pozyskiwaniu środków na rozwój. Duże, a jednak zbyt małe rodzinne firmy z całkowicie polskim kapitałem mają w tej konkurencji znacznie trudniejszą pozycję wyjściową. W konsekwencji sprawia to, że pozornie duże firmy mają utrudnione relacje z dużymi odbiorcami, np. sieciami handlowym i dyskontami spożywczymi. To właśnie te firmy mają największą szansę na efektywne wykorzystanie środków z KPO. Jednak w obecnej sytuacji nie wiemy, czy o taką pomoc warto się starać, skoro będziemy zmuszeni do opłacenia nowego typu podatku. Postulujemy więc, aby powrócić do zapisów z poprzedniego programu PROW, w którym takie rozwiązania były obecne.
Podsumowanie jest zaskakująco proste i powtarzane jak mantra od wielu lat. Jeśli państwo chce pomagać przedsiębiorcom, na początek niech po prostu nie przeszkadza.”