– Czy to był już atak terrorystyczny, czy jeszcze tylko głupi uczniowski żart – zastanawia się jeden z opiekunów ucznia, który widział cały incydent wczorajszego rozpylenia gazu w SP nr 7 i w jego wyniku trafił do szpitala na kilka godzin. Od niego dowiedzieliśmy się, jak poszkodowany uczeń wspomina moment ataku.
Nasze relacje z wydarzenia znajdziecie TUTAJ, aktualizację TUTAJ oraz wypowiedzi o akcji klikając TU.
Według słów świadka, uczeń ósmej klasy rozpylił gaz. Dzieci i nastolatkowie wpadli w panikę. Dlatego sprawna ewakuacja 658 uczniów przez nauczycieli była niebywale trudna. Uczniowie pozostawili w budynku szkoły plecaki, telefony, a w szatni ciepłe ubrania. W sytuacji takiego zagrożenia nie było możliwości i czasu na zabieranie tych przedmiotów.
Na zewnątrz okazało się, że właśnie przechodzi chmura z obfitym deszczem i towarzyszącym mu lodowatym wiatrem. W tej sytuacji uczniowie przeszli do pobliskiego kościoła Matki Bożej Królowej Polski, którego wnętrze, dzięki zgodzie księży stało się schronieniem dla dzieci do momentu odebrania przez rodziców.
Plac przykościelny oraz parking stały się miejscem postoju wozów bojowych straży, radiowozów policji, a przede wszystkim 4-6 ambulansów, w których udzielano pomocy dzieciom oraz je obserwowano. Na SOR-ze w szpitalu również panowała nerwowa atmosfera, bo tam dowożono dzieci, w sumie jedenaścioro.
Mimo całego dramatyzmu sytuacji funkcjonariusze wszystkich służb działali sprawnie, pod dowództwem komendanta PSP brygadiera Jarosława Kucińskiego. On cały czas był na miejscu akcji przy kościele i w łączności radiowej ze swoimi strażakami w szkole.
Policjanci pracujący w szkole zajmowali się poszukiwaniem pojemnika z którego rozpylono gaz, natomiast funkcjonariusze na placu przykościelnym zbierali informacje z karetek o ilości i personaliach dzieci odwożonych do szpitala, sukcesywnie informując o tym zwierzchników. Strażacy cały czas zabezpieczali teren szkolny i kościelny.
Nerwowa atmosfera udzieliła się rodzicom, którzy przyjeżdżali po dzieci. Zdarzały się przypadki pozostawiania wręcz porzucania samochodów na drodze dla karetek, przez rozgorączkowane sytuacją matki młodszych dzieci. Nie patrzyły one nawet na to że stając w tym miejscu autem bezpośrednio blokują radiowóz na sygnale. Nie reagowały nawet jak inni krzyczeli by swój samochód przestawiły. Na szczęście było wystarczająco miejsca i karetki omijały chodnikiem te pojazdy, a policjanci wyrozumiale nie karali mandatami. Inni rodzice mieli pretensje, że dzieciom nie pozwolono wziąć kurtek i plecaków. Te skomentowała jedna z kobiet:
- Lepiej mieć dziecko przeziębione niż martwe – podsumowała.
Powyższy opis choć nie oddaje emocji dzieci i ich rodziców, pokazuje z jak trudną i groźną sytuacją mieli do czynienia wszyscy uczestnicy zdarzenia z dnia wczorajszego po wybryku nastolatka.
Zgadzam się. sam tam byłem. WIem jak działa i z czego jest zrobiony gaz papieprzowy. Od tego się nie umiera (z wyjątkiem astmy lub alergi ale to w skrajnych przypadkach) a to że to niby jakiś żrący gaz to bójdy. Poza tym te gazy mają wadę, praktycznie nie działają na osoby które jedzą ostre przyprawy dla tego niektórzy zaraz po rozpyleniu wchodzili tam i nawet jednego kaszlnięcia.
Wyobraźcie sobie stres nauczycieli. Opanować dzieci w takim chaosie i przeprowadzić sprawną ewakuację nie jest łatwo. W dodatku w trakcie lekcji odpowiadają za ich zdrowie, więc jeśli cokolwiek by się stało mogłoby to mieć spore konsekwencje.
Ale nie dawajmy im podwyżek, przecież tylko siedzą na tyłkach parę godzin i idą do domu, najłatwiejsza praca na świecie, no nie?
„Zdarzały się przypadki pozostawiania wręcz porzucania samochodów na drodze dla karetek, przez rozgorączkowane sytuacją matki młodszych dzieci. Nie patrzyły one nawet na to że stając w tym miejscu autem bezpośrednio blokują radiowóz na sygnale. Nie reagowały nawet jak inni krzyczeli by swój samochód przestawiły. Na szczęście było wystarczająco miejsca i karetki omijały chodnikiem te pojazdy, a policjanci wyrozumiale nie karali mandatami”
Ktoś sobie jaja robi? Blokowanie dojazdu służbom w sytuacji zagrożenia (choćby hipotetycznego) i policjanci wyrozumiali? W takiej sytuacji powinno się zabierać prawo jazdy, samochody odholować.
Kiedyś to by tak dostał od rodziców ze3 na dupie by nie usiadł.
Najlepiej od razu wpakować do poprawczaka, może lepiej ciebie do psychiatryka, bo nie masz pojęcia o sytuacji a się o niej wypowiadasz, nic nie wiedzący wypowiadają się najwięcej no, cóż tak było,jest i będzie.
Gorąco nie pozdrawiam. PDW
Nie było żadnen kominiarki
dla mnie to terrorysta i powinien trafić do poprawczaka [WYMODEROWANO]
Zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres 2 lat dla matki, która zablokowała dojazd dla służb medycznych. Rodzice chłopca, który rozpylił gaz powinni natomiast zapłacić rachunek właścicielowi kościoła, który udzielił schronienia uczniom tej szkoły.
Xd po co ta afera
Nie no pewnie dramatu nie ma co robić. Ale czemu to ma iść z kieszeni podatnika rodzice powini zostać obciążeni kosztami. W tym samy czasie karetki mogły być potrzebne w innym miejscu
Zgadzam się z Panią czytelniczka. Zamiast robienia z tego incydentu wielkiego dramatu to lepiej wyciągnąć wnioski dlaczego dzieciom przychodzą takie pomysły do głowy. Może ten chłopiec potrzebuje pomocy, chce zwrócić na siebie uwagę. Jest odrzucony przez swoich rówieśników. Jeżeli nie otrzyma tej pomocy teraz może w przyszłość dojść do prawdziwej tragedii. Nasze społeczeństwo jest samolubne, karmiące się sensacjiami. Nic nie widzą oprócz czubka własnego nosa.
Porządny wpi…. pasem od ojca lub matki najlepiej ustawia do pionu. I nie wyjeżdżaj mi tylko z wychwaniem bez stresu, bo tak soe wlasnie one kończy.
Zgadzam się mamy nasze bezstresowe chowanie Teraz dzieci się idealizuje a prawda jest prawdą zrobił to ? Zrobił ! I powinien ponieść konsekwencje
Ale fakt jest faktem zrobił to i powinien ponieść tego konsekwencje
To zmienia postać rzeczy, kwalifikację całego czynu. Nieważne czy to syn nauczyciela, katechety, biznesmena czy samego papieża. Czekamy zatem jako rodzice na ruch prokuratury bo to już nie są przelewki.
Byłam tam. Autor ma bujną wyobraźnię. To był incydent i nie powinien być nigdy porównany do ataku terrorystycznego, a już na pewno scen mrożących krew w żyłach tam nie było. No chyba, że mamusia, która zostawiła samochód na środku drogi. Ręce opadają jak czytam coś takiego. Chuligański wybryk i tyle. Nie siejcie paniki. Chłopak i tak ma już przechlapane. Terrorysta od siedmiu boleści co kominiarkę zakłada przy kolegach. Oczywiście mi tu zaraz napiszecie, że następnym razem zrobi coś innego. Skupmy się na tym co tu i teraz. To, że działał świadomie to jeszcze nie powód do nazywania tego co się stało atakiem terrorystycznym.
Ale dramaturgia.