Gdy we wrześniu 2016 roku zgłosiła się na konkurs miss, nie do końca była pewna, czy to dobry krok. Zdecydowała się jednak spróbować i… zdobyła tytuł II wicemiss. Od tego wydarzenia jej życie, jak sama przyznaje, jest pełne niespodzianek. Przede wszystkim spełniło się marzenie o karierze modelki i współpracy z najlepszymi polskimi projektantami. Mławianka Elżbieta Domżalska opowiada nam o kulisach pracy na modowych wybiegach.
Rozmawiałyśmy równo rok temu, tuż po wyborach Miss Północy.
Trudno mi uwierzyć, że od wyborów minął tylko rok. Od tamtej pory wiele się zmieniło, a ten czas był wyjątkowo intensywny.
Jeśli dobrze pamiętam, zgłosiłaś się do nich spontanicznie.
To prawda. We wrześniu ubiegłego roku na profilu Facebook „Projektu Miss” zobaczyłam ogłoszenie o tym, że szukają kandydatek do konkursu. Wysłałam informację, że jestem zainteresowana, chociaż do końca nie byłam pewna, czy dobrze robię. Organizatorzy odezwali się do mnie, spodobały im się moje zdjęcia i zostałam zaproszona na casting, który odbywał się w Mławie. Tam wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Poczułam, że chcę spróbować. Dostałam się do półfinałów, potem do finału, który odbył się 25 listopada w Sopocie, w Operze Leśnej i udało się. Zostałam II wicemiss.
To wtedy na poważnie zaczęłaś myśleć o karierze w modelingu?
To było moje marzenie, chociaż obawiałam się wyjazdu do obcego miasta – a to był warunek rozpoczęcia takiej pracy. Ale udało się – od wakacji mieszkam w Sopocie, cały czas pracuję jako modelka, chodzę po wybiegach. Wcześniej myślałam, że jednak pójdę w kierunku sesji zdjęciowych, jestem dość niska, mam 170 cm wzrostu. Większość projektantów wybiera jak najwyższe dziewczyny do prezentacji swoich ubrań. Jednak moja nietypowa i dość charakterystyczna uroda spowodowała, że są zainteresowani współpracą ze mną i bardzo ją sobie chwalą. Jestem z tego bardzo dumna. Oprócz wzrostu duże znaczenie ma też sylwetka, to, jak dziewczyna chodzi po wybiegu i jej wygląd – od tego zależy, czy dobrze będzie się prezentowała w danej kreacji, czy będzie jej pasowała, bo nie każdemu wszystko odpowiada.
Zdradź, jakim przodkom zawdzięczasz tak orientalną i niezwykłą urodę.
Wiele osób mnie pyta skąd pochodzę i nie wszyscy wierzą, że jestem stuprocentową Polką i nie mam azjatyckich korzeni. Ale naprawdę tak jest.
Wybory miss to był przełom? Pomogły w spełnieniu marzeń?
Zdecydowanie, dzięki nim otworzyło się dla mnie wiele drzwi. Może nawet nie sam tytuł mi pomógł, ale fakt, że byłam, pokazałam się, zdobyłam wiele znajomości. Poznałam na nich m.in. projektanta Michała Starosta, który uznał, że będę idealna do zaprezentowania kreacji, którą akurat miał „w głowie” i którą później dla mnie uszył. Wystąpiłam w niej na Międzynarodowych Targach Mody i Bursztynu w Teatrze Szekspirowskim. To mi bardzo pomogło. Zaraz potem zostałam zaproszona na casting na pokaz. Część osób, która oceniała kandydatki uznała, że mam nieodpowiedni chód – modelki muszą chodzić w specjalny sposób. Ale pan Starosta wstawił się wtedy za mną i zapewnił, że szybko się tego nauczę. I dano mi szansę. Godzinami chodziłam w szpilkach w tę i z powrotem. Było jednak warto.
Jesteś w agencji modelek?
Nie, działam na własną rękę. Zgłaszam się na castingi na konkretne wydarzenia modowe. Zazwyczaj jestem wybierana. Podczas wydarzenia jest kilka pokazów różnych projektantów. Z dziewczyn, które przeszły casting, oni wybierają te, które będą prezentować ich ubrania. Niedawno szłam na przykład u Macieja Zienia. Akurat się spodobałam – docenił mój charakterystyczny wygląd i stwierdził, że ma dla mnie kreację. Jestem zaszczycona, że miałam okazję z nim pracować.
Jak wyglądają kulisy takiego wydarzenia?
Pokazy są wieczorem, a pracujemy zazwyczaj od samego rana. Mamy przymiarki, wcześniej robione makijaże, fryzury – modelek zazwyczaj jest około 20, a każda musi być odpowiednio przygotowana. Potem ćwiczymy układy.
Na początku listopada brałam udział w wydarzeniu „Open Mind” – podczas którego było dziewięć pokazów. Szłam we wszystkich, w niektórych miałam cztery wyjścia. Tempo jest wtedy ogromne. Schodzę z wybiegu, tam czekają już asystenci projektanta. Szybko się przebieram, jedna osoba zabiera ode mnie rzeczy, druga mnie ubiera. Sprawdzają czy wszystko wygląda jak należy i wracam na wybieg.
Masz tremę podczas występów?
Szczerze mówiąc tak, chociaż raz jest mniejsza, raz większa. Trzeba być jednak bardzo skupionym, starać się nie pomylić kroków, układu, a zdarzyło mi się kilka razy. Byłam rzucona na głęboką wodę. Z jednej strony miałam to szczęście, że od razu zaczęłam pracę z dużymi nazwiskami, z doświadczonymi modelkami, jednak z drugiej nie mogłam od nich odstawać. To też było dosyć ciężkie, ale udało się.
Najgorszy koszmar modelki…
Chyba potknięcie się na wybiegu. To jest coś bardzo przykrego, bo wszyscy się na nią patrzą i ma się tę świadomość. Trzeba potrafić wyjść z takich sytuacji z klasą.
Taka praca wbrew pozorom jest ogromnym wysiłkiem – nie tylko psychicznym, ale chyba też fizycznym?
Tak, chodzenie na szpilkach od samego rana, czasem przez trzy dni pod rząd jest naprawdę bardzo męczące. Ja, żeby załagodzić różnicę wzrostu między mną, a innymi dziewczynami, chodzę w butach trochę wyższych niż one. Mają 15-centymetrowy obcas. Wymaga to dobrej kondycji.
Podstawą twojej pracy jest wygląd. Dużo czasy poświęcasz na dbanie o siebie? Siłownia, dieta?
Trzeba się przede wszystkim wysypiać, co niestety nie zawsze mi się udaje. Utrzymuję się sama, więc staram się jednak pracować jak najwięcej. Przez to nie mam też czasu na siłownię. Nie stosuję żadnej rygorystycznej diety. Jem dużo warzyw, owoców – dobrze wpływają na skórę, włosy, paznokcie, a to jest ważne. Ale czasem zdarza mi zjeść i pizzę…
Modelka i pizza?
Standardy się na szczęście zmieniają. Modelka nie może być za chuda – ubranie wtedy na niej wisi, nie układa się ładnie. Nie można przesadzić w żadną stronę, wszystko w granicach rozsądku. Nigdy od nikogo nie usłyszałam, że muszę schudnąć, wśród moich koleżanek również nie ma ciśnienia na odchudzanie się.
Konkurencja między wami jest duża?
Wręcz przeciwnie. Projektantów, z którymi pracujemy zawsze dziwi, że się przyjaźnimy. Mamy taką swoją grupę dziewczyn, które biorą udział wspólnie w większości trójmiejskich wydarzeń. Śmiejemy się, że jesteśmy taką „dream team”. Pomagamy sobie, wspieramy się na backstage’u.
Masz czas, żeby odwiedzać Mławę?
Nie mogę niestety przyjeżdżać tak często jak bym chciała, a bardzo tęsknię. Czasem wyjeżdżam rano z Sopotu, żeby zobaczyć mamę i wieczorem wracam. Z przyjaciółmi z Mławy cały czas jestem w kontakcie, dzwonię do nich gdy czasem czuję, że nie mam siły i mam ochotę popłakać.
Co planujesz dalej?
Nie planuję. Moje życie to pasmo niespodzianek. Na przykład ostatnio w Chinach prezentowany był album modowy „Amber Look”, w którym są moje zdjęcia. Dowiedziałam się, że zamiast na kreacjach skupiono się na mnie i na mojej urodzie. Kto wie, może wyjadę kiedyś do Chin. Na razie zostanę w Sopocie. Zimą nigdy jeszcze nie byłam nad morzem. Co będzie dalej, zobaczymy.
Wywiad ukazał się również w grudniowym numerze kwartalnika „Mława Life” – magazynu wydawanego przez portal „Nasza Mława”.
Czasopismo dostępne jest m.in. w naszej redakcji przy Alei Piłsudskiego 5a w Mławie (budynek biura nieruchomości), w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz w Miejskim Domu Kultury.
Gratuluję i życzę sukcesów.