Pierwszy dla Bartosza Grędzińskiego wyścig wieloetapowych przyniósł dużo pozytywnych wrażeń. Zakończył się także sukcesem sportowym. W kategorii generalnej reprezentant Kross Staff Team był siódmy.
– Ja, człowiek z Mazowsza, obawiałem się rywalizacji w górach – podkreśla mławianin. – Na szczęście zdołałem sobie poradzić z wszelkimi trudnościami. Pogoda nikogo nie rozpieszczała, powitała peleton obfitymi ulewami, a nawet ujemnymi temperaturami. Sprzęt mocno ucierpiał, skończyło się na wymianie łańcucha podczas jednego z etapów – wyjaśnia.
Grędziński walczył na dystansie Mega, w ciągu czterech dni pokonał 210 kilometrów. Konkurencja okazała się olbrzymia. Na starcie stanęli nie tylko Polacy, ale również m.in. Czesi, Rosjanie, Słowacy i Duńczycy.
Organizatorzy nie oszczędzili uczestników – nie zabrakło ostrych zjazdów oraz wspinaczek na beskidzkie szczyty, takie jak Czantoria i Klimczok. Stuprocentowej koncentracji wymagało także pokonanie odcinka ulokowanego wokół Wisły i Baraniej Góry.
– Nie było czasu na odpoczynek, a przecież to był ostatni etap, zawodnicy byli już solidnie zmęczeni – wyjaśnia Bartek. – Wykorzystałem ten fakt, choć energii w nogach było już niewiele. Awansowałem z dziewiątej pozycji na siódmą w generalnym zestawieniu. A przede wszystkim przebiłem się na drugie miejsce w kategorii zawodników, którzy nie skończyli 30 roku życia.