Inga Piwowarska – mławianka, akordeonistka. Młoda i utalentowana. Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej w Mławie, studentka Akademii Muzycznej w Łodzi. Od najmłodszych lat odnosi sukcesy na polskich i zagranicznych konkursach, choć jak podkreśla, nie są dla niej najważniejsze.
Akordeon guzikowy, czy klawiszowy?
Oczywiście, że guzikowy. Na klawiszowym pewnie byłoby łatwiej, tak przynajmniej mówi spora część osób. To zapewne dlatego, że muzykom, którzy potrafią świetnie grać na fortepianie czy pianinie, łatwiej jest przenieść swoje umiejętności na akordeon, który ma klawisze. Jeśli chodzi o mnie, to nie miałam wpływu na to, na jakim będę grać, była to decyzja mojego nauczyciela z Państwowej Szkoły Muzycznej w Mławie – pana Maksymiliana Janika. Jak widać z perspektywy czasu – bardzo dobra decyzja.
A czy przypadkiem nie chciała pani grać na zupełnie innym instrumencie?
Chciałam. Byłam zdecydowana wybrać skrzypce, ale moja mama powiedziała, że tego nie przeżyje. Trzeba było spotkać się w pół drogi i stanęło na akordeonie. Kiedy zaczynałam naukę miałam 10 lat.
Co się stało, że wyjechała pani z Polski?
Studiuję instrumentalistykę na Akademii Muzycznej w Łodzi i właśnie biorę udział w programie „Erasmus” – chodzi o tzw. międzynarodową wymianę studentów. Od końca sierpnia uczę się więc w Turku w Finlandii, do Polski wracam w drugiej połowie grudnia.
Jak się studiuje za granicą?
Widzę tylko same zalety. Począwszy od tego, że jest się w innym kraju i można poznać jego kulturę i wielu nowych ludzi. Dużo daje mi też praca z innym profesorem, to naprawdę poszerza horyzonty, pozwala się rozwinąć w nieco inny sposób. Kiedy muzyk tkwi ciągle w tym samym miejscu, to wielu rzeczy może nawet nie zauważyć. Taki wyjazd pozwala spojrzeć na siebie i swoje umiejętności z zupełnie innej perspektywy.
To prawda, że dostała pani propozycję zagrania na Zamku Królewskim w Warszawie?
Tak, już kiedyś miałam tę przyjemność. Tym razem poproszono mnie, żebym zagrała podczas uroczystości związanej z wręczeniem stypendiów przyznawanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ja także jestem stypendystką, bardzo żałuję, ale niestety musiałam odmówić – właśnie ze względu na mój pobyt w Finlandii.
Jakie ma pani plany na najbliższą przyszłość?
Jestem w połowie studiów i chciałabym się teraz na tym skupić i poświęcić zdobywaniu wiedzy i szlifowaniu gry na akordeonie. Już piszę pracę licencjacką i to zajmuje mi sporo czasu.
Jaki temat?
W wielkim skrócie rzecz ujmując, piszę pracę o koncertach na akordeon kompozytorów łódzkich.
A konkursy? Miała pani wiele sukcesów.
Nie lubię się chwalić, ale rzeczywiście na przestrzeni lat brałam z powodzeniem udział w wielu konkursach i robię to do dziś. Tak było też w poprzednim semestrze. W Wiedniu zdobyłam drugie miejsce na Międzynarodowym Konkursie Akordeonowym, w Chorwacji byłam trzecia, a w kraju na ogólnopolskim konkursie w Solcu Zdroju pierwsza.
Któryś z nich szczególnie zapadł pani w pamięci?
Jeśli mam być szczera, to nie jestem typem osoby, która żyje konkursami. Oczywiście są one ważne w życiu każdego muzyka, zwłaszcza studenta, ale nie są i nigdy nie będą dla mnie ważniejsze od samej muzyki. Może nieco bardziej niż inne zapadł mi w pamięci konkurs „Młody Muzyk” (2014 rok – przyp. red.), bo był pokazywany w telewizji. To było dość specyficzne wydarzenie w moim życiu, ale nie uważam, że to był mój największy sukces, raczej ciekawa przygoda.
Denerwuje się pani przed takimi występami?
Jeśli mnie stresują, to się cieszę. To dlatego, że w moim przypadku ma to tę wielką zaletę, że działa na mnie mobilizująco.
A jak wspomina pani naukę w szkole w Mławie?
Z ogromnym sentymentem wracam do tamtych czasów, wiele zawdzięczam panu Maksymilianowi Janikowi. Bardzo dobrze kojarzą mi się tamte lata, choć były pełne żmudnych ćwiczeń i wytężonej pracy, ale to one spowodowały, że zakiełkowała we mnie chęć do grania na akordeonie. Wiadomo, na początku samo granie na instrumencie musiało też dawać jakąś radość, przecież byłam wtedy jeszcze dzieckiem – miałam 10 lat. To ta radość ciągnęła mnie do przodu i była motywacją do dalszej pracy i nauki. I muszę przyznać, że w tej początkowej akordeonowej przygodzie swoją wartość miały sukcesy odnoszone na konkursach, bo tak jak każde, dziecko bardzo się nimi cieszyłam.
A jak radziła sobie pani w „zwykłej” szkole?
O, my też tak mówiliśmy o szkole podstawowej! Ona była zwykła. Szkoła muzyczna dla odmiany była niezwykła. Jeśli chodzi o „radzenie sobie”, to nie wydaje mi się, żebym była jakimś trudnym dzieckiem. Raczej byłam cicha i spokojna, uczyłam się też nieźle.
Czy ma pani czas na inne zainteresowania poza muzyką?
Bardzo lubię stare filmy, szczególnie takie, które pokazują czasy jeszcze przed moimi narodzinami. Mam do nich wielki sentyment. Mogę powiedzieć, że jestem wręcz maniakiem filmowym, oglądam niemal wszystko co mi wpadnie w ręce poza horrorami i serialami.
Czego mogę pani życzyć?
Myślę, że dobrej pracy, a już na pewno takiej, żeby nie była nudna.
Filharmonia?
Tak! To coś w sam raz dla mnie!
Rozmawiała Agnieszka Milewska
Wywiad ukazał się również w grudniowym numerze kwartalnika „Mława Life” – magazynu wydawanego przez portal „Nasza Mława”.
Czasopismo dostępne jest m.in. w naszej redakcji przy Alei Piłsudskiego 5a w Mławie (budynek biura nieruchomości), w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz w Miejskim Domu Kultury.