Zróbmy mały test. Zamknijcie oczy i pomyślcie o tych z waszych znajomych, którzy wyjechali z Mławy za granicę, na stałe. Dobrze się zastanówcie, przypomnijcie sobie kolegów i koleżanki z podstawówki, gimnazjum, szkoły średniej czy chociażby sąsiadów z podwórka lub też członków waszej rodziny. Mogę się założyć, że naliczyliście co najmniej kilka osób. Niestety.
Schemat zwykle wygląda podobnie – na początku planujemy pobyć na miejscu kilka miesięcy, pół roku, no – maksymalnie rok. Zakasać rękawy, zarobić szybko trochę pieniędzy, błyskawicznie je odłożyć, po czym jak najszybciej wrócić do Polski i wyremontować za to dom, względnie kupić lepszy samochód. Takie są plany. Z rodziną rozstajemy się dosłownie na chwilę, zresztą zawsze zostają telefony, jest Skype, są maile, każdy ma przecież dostęp do internetu.
Jednak zwykle sprawy toczą się inaczej. Planowane trzy miesiące zamieniają się w pół roku, potem niepostrzeżenie mija rok, następnie kolejny i jeszcze kolejny. Mamy już zarobione pieniądze na samochód, więc zostaje się na dłużej, żeby mieć na kolejne auto. Potem okazuje się, że przydałby się remont domu w Polsce, a może i fajnie byłoby odłożyć też coś na czarną godzinę.
I tak oto żyje się na dwa domy – polski, oraz ten drugi: angielski, irlandzki czy niemiecki. Każdą przerwę w pracy za granicą wykorzystuje się na powrót do Polski i pomieszkanie tutaj choćby przez dwa czy trzy dni, żeby pobyć z bliskimi i przez chwilę poczuć się jakby wszystko było w porządku, jakby rodzina mieszkała ciągle razem. Jednocześnie w naszym kraju przybywa dobrych samochodów, a domy są coraz ładniejsze. Na przykład na takiej Opolszczyźnie są całe wsie i miasteczka wyremontowane na błysk w ciągu ostatnich lat. Problem polega jednak na tym, że od poniedziałku do piątku w tych pięknych i wymuskanych domach mieszkają same kobiety z dziećmi – w wiecznym oczekiwaniu na przyjazd męża.
A przecież często na stałe zagranicę wyjeżdża oboje rodziców. Nie na darmo powstała nazwa „eurosieroty”, która opisuje dzieci widujące swoich rodziców głównie na ekranach komputerów. A przecież są jeszcze całe rodziny, które wyjechały stąd na stałe z dziećmi.
Piszę o tym nieprzypadkowo w „Naszej Mławie”. Bo ten problem dotyka głównie małych i średnich miast i miasteczek. To właśnie z miejscowości takich jak Mława czy Ciechanów wyjechało mnóstwo ludzi w poszukiwaniu swojej ziemi obiecanej gdzieś na zachodzie Europy. To właśnie o ich potencjał jest uboższe także wasze miasto.
Poza pisaniem zajmuję się jeszcze muzyką i nigdy nie zapomnę jak przez lata, kiedy chcieliśmy zorganizować jakiś koncert w mniejszej miejscowości, dyrektorzy domów kultury czy też klubów mówili nam, żebyśmy przyjechali zagrać tuż po świętach, w czasie majówki, czy też w okolicy Bożego Ciała, bo w tym czasie do miasteczek zjeżdżali się ludzie zza granicy i nagle senne uliczki ożywiały się, tętniły życiem i była szansa na większą frekwencję na koncercie.
Dlatego tym bardziej powinniśmy doceniać tych, którzy zostali i świadomie zdecydowali się poświęcić sprawom naszego miasta i pasjonującym się na co dzień jego problemami – a zatem wszystkim pasjonatom, lokalnym dziennikarzom, działaczom, badaczom tutejszej historii, zapaleńcom, organizatorom dorocznych finałów WOŚP i oraz tych zwykłych ludzi, którzy pokochali swoje miasteczko, żyją w nim i nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej. I tym bardziej wydaje mi się, że oni wszyscy powinni choćby raz na jakiś czas usłyszeć od nas słowo wsparcia, bo bez nich nasze lokalne ojczyzny byłyby tylko niewiele wartymi miejscami do życia.
Michał Szulim– założyciel i wokalista zespołu Plateau, z którym nagrał 5 płyt i zagrał blisko 700 koncertów. Autor książki „Miejsce za miejscem, czyli podróże małe i duże”, dziennikarz Radia Dla Ciebie, twórca bloga podróżniczego MiejsceZaMiejscem.blog.pl Od marca 2017- felietonista portalu „Nasza Mława”.
To już na dobre ta ucieczka?