Od niepamiętnych czasów toczą się spory czy świat jest dobry czy zły, moralny czy niemoralny. Wielcy myśliciele dywagowali na ten temat, choć raczej z marnym skutkiem. Twardej konkluzji brak. No to i ja spokojnie mogę dorzucić swoje trzy grosze…
Nie będę pisał traktatu filozoficznego, jak profesorowie Kotarbiński czy Tatarkiewicz. Oni napisali i co im z tego przyszło? I tak wszyscy pamiętają głównie Niccolo Macchiavellego. Bo ten doradzał władcom, by postępowali niemoralnie. Stosować przemoc, karać, manipulować „ciemnym ludem”, najlepiej tak, żeby ten lud był im jeszcze za to wdzięczny. I choć w późniejszych czasach filozofowie opiewali czyny szlachetne, pro publico bono, większość polityków i kandydatów na „ojców narodu” i tak wolała się stosować do rad zawartych w książkach autora „Księcia”. Zawsze był rozziew między słowem a czynem.
Takie refleksje mnie ogarnęły po tym, jak obejrzałem ostatnie wybory w Stanach. Wiadomo, wygrał Trump. Nie jest to postać z mojej bajki i nigdy nie była. Jego zwolennicy rozszarpią mnie pewnie na kawałki. Trudno. Ale w tych wyborach naprawdę byli lepsi kandydaci na prezydenta. Nie tylko Hillary Clinton. Także Bernie Sanders, Jeb Bush, Marco Rubio, Ted Cruz. Dlaczego wygrał facet, który prawie wszystkim ubliżał: kobietom, niepełnosprawnym, weteranom wojennym, mniejszościom etnicznym jak Latynosi, czy religijnym jak muzułmanie, nawet poważnym politykom z partii republikańskiej, którą przecież sam reprezentował (takim jak John McCain, bohater wojny w Wietnamie). W rozmowach nagranych na taśmach chełpił się że jako celebryta może „każdą kobietę złapać za cipkę”, bo jemu wszystko ujdzie. I politycznie wszystko mu w rzeczy samej uszło. Chociaż miał w życiu trzy żony: Ivanę, Marlę oraz Melanię (parafrazując Boya-Żeleńskiego „takiej dostał dziwnej manii że chciał tylko od Melanii…”), to przecież miał też kochanki i prowokował multum innych kobiet. I tu pojawia się swojski akcent, bo jak zauważył europoseł Ryszard Czarnecki, dwie z tych żon (Ivana oraz Melania) pochodzą z naszej części Europy. Zatem nowy prezydent (według posła) będzie miał doskonałe rozeznanie w regionie… Panie pośle, bajdu, bajdu… ale faktycznie spodziewam się, że polski rząd będzie pod mniejszym ostrzałem ze strony nowego prezydenta niż to było za poprzedniego. Więc pan prezydent Duda wysłał do Trumpa słodki list.
Obyczajowość Trumpa to ciekawy temat z moralnego punktu widzenia. Bo wiemy, że Amerykanie są purytańscy, pruderyjni, żeby nie powiedzieć świętoszkowaci. Szczególnie ci w tzw. interiorze, bo ci na wybrzeżach są liberalni obyczajowo, ale ci na Trumpa nie głosowali. Wielkie miasta, takie jak Nowy Jork, Waszyngton (w stolicy kraju 92% wyborców głosowało na Hillary, Trump otrzymał 4,1% głosów), Los Angeles czy San Francisco, też nie głosowały na Trumpa. Na niego głosowali głównie konserwatywni, biali Amerykanie, dobrze wiedząc o jego wyskokach obyczajowych oraz innych skandalach (na przykład niepłaceniu podatków przez długie lata co w Ameryce jest uważane za obrzydliwy dowód braku patriotyzmu). I nic, teflon. Trump nie miał też najmniejszego doświadczenia politycznego. Wielokrotnie dawał dowód swojej ignorancji. Za to wyróżnił się brakiem respektu dla tzw. poprawności politycznej. I to jest to, co w ogóle wyróżnia nasz czas. Dlaczego mamy z kimś polemizować spokojnie i merytorycznie, przecież to poprawność polityczna. Należy mu dowalić z buta, niech debil wie. Kiedy słucham i czytam na forach niektórych moich rodaków (ale nie inaczej jest w innych krajach), to przypomina mi się końcowa fraza jednego z wierszy Ludwika Jerzego Kerna (z cyklu „Gry i zabawy ludu polskiego”): „bo między Bugiem, Odrom a Nysom, to najważniejsze ze wszystkich my som”. Tak, ta niefrasobliwość dla reguł gramatyki czy ortografii też jest dziś uderzająca. Im gorzej, tym lepiej. Im bardziej jesteśmy niepoprawni, tym bardziej jesteśmy patriotyczni, ba, narodowi, hej… Precz z regułami, precz z poprawnością.
Takoż i Trump mógł się bezkarnie naśmiewać z niepełnosprawnego dziennikarza czy z ojca który na wojnie w Iraku stracił syna… W jednym z wywiadów powiedział, że gdyby nawet ludzie się dowiedzieli, że w Nowym Jorku na Piątej Avenue on właśnie zastrzelił jakiegoś człowieka, to i tak jego słupki poparcia nawet by nie drgnęły… To się nazywa znajomość własnego społeczeństwa! A to społeczeństwo jest wciąż w przeważającej mierze religijne. Wydawało by się, że moralność powinna tam jakoś ważyć. Niestety. Jak wynika z niedawnej ankiety Public Religion Research Institute 72% białych ewangelików uważa, że niemoralny prywatnie polityk może być nadal efektywnym liderem. Czy Machiavelli nie byłby dumny?
Za to niektóre kościoły katolickie wyróżniły się rygorystycznym podejściem. Na przykład w San Diego Immaculate Conception Catholic Church 16 października wydał specjalny biuletyn w związku z wyborami „How to vote like a Catholic” (jak głosować jako katolik). I tam się dowiadujemy, iż „jest to grzech śmiertelny głosować na demokratę, każdy kto tak zrobi, natychmiast po śmierci znajdzie się w piekle”. Samą Hillary Clinton porównano do znanego działacza społecznego Saula Davida Alinskye’ego (mam jego książki w bibliotece, teraz wyrzucę…), który uczył ludzi, jak się organizować i walczyć z niesprawiedliwością społeczną. Otóż ten Alinsky miał mieć podobno (już nie żyje) jakieś specjalne konszachty z szatanem. W ten sposób Hillary Clinton też się poniekąd znalazła w zainteresowaniu szatana, a kościół, dbając o moralność i zbawienie wiernych, przestrzegł ich przed pewną zgubą. I może dlatego Hillary przegrała…? Choć byli też księża, którzy się wyraźnie i głośno odżegnywali od takich metod wpływania na elektorat.
To samo dotyczy u nas problemu ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. Rząd chce ekshumować wszystkie ciała, wiele rodzin się na to nie zgadza. Jest oczywiste, że nie ma takiej potrzeby, nic to nie da prócz traumy. Petycję w tej sprawie podpisało 238 osób. Są księża, którzy też się temu sprzeciwiają, bo jest to naruszenie pradawnego tabu, nie wolno bezcześcić zwłok. Znamy to między innymi z lektury „Antygony” Sofoklesa. A zatem, już w starożytności Wysoki Sądzie… tam był dylemat, przestrzegać prawa boskie czy ludzkie, tutaj mamy dylemat, prawo czy moralność (przy czym samo prawo, tak jak jest sformułowane w kodeksie postępowania karnego nie wymaga przeprowadzenia ekshumacji, daje tylko taką możliwość). Episkopat jako całość nie wyraża sprzeciwu, jest po stronie rządu. A przecież jest takie proste rozwiązanie, które proponowano na Facebooku: zrobić ekshumacje tylko tym. którzy polegli, tych, którzy zginęli, pozostawić w spokoju. Cóż, przyczynek do tematu prawo a moralność, może ktoś napisze traktat…
Więc jak to jest z tą moralnością ludzi i świata, jest lepiej czy gorzej? Czyż nie jest tak że populizm zyskuje i rządy „silnych mężów” zyskują poklask tłumów? Dlaczego? Aż tak zawiodła liberalna demokracja? Zwycięża dyskretny urok autokracji? A może Machiavelli miał rację, że rządzi pieniądz i siła, plus umiejętności socjotechniczne. Może moralność jest tylko chimerą…?
P.S. Niechętnie komentuję komentarze, ale na zasadzie wyjątku:
NOL: aż dwa komentarze od tego samego czytelnika na temat frazy użytej w poprzednim felietonie „nasz umysł, najlepszy w kosmosie, jest niedoskonały”. Ha, przecież nie zwiedziłem całego kosmosu… Faktycznie, całego nie, ale prawie… I nie znalazłem lepszego umysłu. Jeśli czytelnik ma dowody, że jest inaczej, chętnie się z nimi zapoznam. Nawet napiszę pracę naukową.
Jaro: czytelnik ma do mnie pretensję, że nie lubię PiS-u i czemu moje poglądy mają go obchodzić. Hm, takie moje zbójeckie prawo, żeby pisać to, co mi się podoba i jak mi się podoba, a czytelnik ma prawo czytać albo nie. Już inni czytelnicy wielokrotnie to zauważali. Nie będę doradzał, które prawicowe czasopisma drukują wyłącznie pozytywne felietony na temat rządu PiS. Jest ich multum i wszyscy je znamy. Do tego dochodzą media publiczne, które teoretycznie za nasze pieniądze powinny być… „publiczne”, czyli dla wszystkich (zgodnie z ustawą)… a nie są. Ale nie jest też prawdą, że ja tylko i wyłącznie o PiS. Praktycznie w każdym felietonie są różne wątki, ale jeżeli komuś się tylko jedno kojarzy, to nie moja wina. Zresztą, czy ja nie lubię PiS-u? Chyba lubię ostatnio coraz bardziej. Wiceminister obrony Bartosz Kownacki powiedział przecież, że Francuzi to są „ludzie, których uczyliśmy jeść widelcem”. A tego nie wiedziałem i serce mi rośnie. Nowy ambasador w Niemczech Andrzej Przyłębski zlinczował swoją krytyką prezydenta Niemiec (bo ma „wąskie horyzonty”), jak również przewodniczącego Bundestagu oraz prezesa Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Pan ambasador bardzo się tym wyróżni,ł bo żaden inny dyplomata nie byłby aż tak odważny. Dlatego obstawiam, że jego żona sędzia Julia Przyłębska zostanie nowym prezesem naszego Trybunału Konstytucyjnego. Z kolei pan minister Antoni Macierewicz ogłosił „całą prawdę” w parlamencie, że Egipt sprzedaje francuskie Mistrale (okręty desantowe) Rosji za jednego dolara. Jak napisał Kuba Wojewódzki, „ludzie PiS mają w sobie coś radosnego. Dzięki nim ciągle się uśmiechamy”. Mój Boże, co za pomówienie, czemu miałbym PiS-u nie lubić? Drogi czytelniku, jestem z pokolenia poprawności politycznej. Po prostu, nie lubię chamstwa i głupoty.