Ada Gostkowska – pochodząca z Mławy aktorka, wokalistka i lektorka – emocje na scenie porównuje do skoku na bungee. Jej osiągnięcia długo by wymieniać. Ma na swoim koncie wiele ról teatralnych i filmowych. Wystąpiła m.in. w serialach: „Na dobre i na złe”, „Klan” i „Barwy szczęścia”. Rozmawiała Iwona Łazowa
Urodziłaś się w Mławie. Tu mieszkałaś, pracowałaś, tu nadal mieszka twoja mama. Skąd pomysł wyjazdu i realizowania swoich pasji w stolicy?
Może to banalne, ale od małego dziecka wiedziałam, że moje
życie nie skończy się na Mławie. Moja mama Helena Grącka
często mi przypominała, że zawsze mówiłam, iż najpierw pójdę
do podstawówki, do liceum, a potem na studia. I tak też się stało.
Od początku szkoły podstawowej uczęszczałam jednocześnie
do szkoły muzycznej w klasie fortepianu, więc zawsze miałam
ogrom obowiązków, ucząc się w dwóch szkołach jednocześnie.
Nie miałam takiego komfortu jak mój syn, który miał dwie szkoły
w jednej, kończąc PSM I stopnia im. Karola Szymanowskiego
w Warszawie. Do tego doszły jeszcze konkursy recytatorskie
i działalność w Miejskim Domu Kultury w Mławie. Życie podwórkowe
zdecydowanie mnie ominęło, na nic nie miałam czasu. W konkursach recytatorskich zdobywałam zawsze pierwsze noty i później, będąc już w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Wyspiańskiego w Mławie, wygrałam Ogólnopolski Konkurs Recytatorski w dwóch kategoriach jednocześnie, recytacji wiersza i prozy oraz poezji śpiewanej. Stałam się tym samym zdobywczynią
Złotej Odznaki Recytatora. Tego jest tak dużo, że mogłabym
naprawdę napisać książkę z moich licznych konkursów, przeglądów i warsztatów, które doprowadziły mnie do tego miejsca, w którym aktualnie się znajduję. Dlatego Mława była stanem przejściowym w mojej karierze i takim początkiem. Wiedziałam, że chcąc osiągnąć coś więcej, muszę wypłynąć na głębokie wody.
To naturalny proces, jeśli miasto nie stwarza większych możliwości
dla ucznia. Większość moich kolegów ze szkoły rozpierzchło
się po Polsce i po świecie. Tylko nieliczni powrócili do swojego
miasta. Miałam poczucie, że w Mławie osiągnęłam wszystko, co
było możliwe w mojej profesji. Po ukończeniu średniej szkoły
muzycznej w klasie fortepianu wyjechałam na studia do Teatru
Muzycznego w Gdyni im. Danuty Baduszkowej. Ukończyłam tam
wydział wokalno-aktorski, występując jednocześnie we wszystkich
granych tam musicalach: „Skrzypek na dachu”, „Nędznicy”,
„Kabaret”, „Cień” itd. Na czwartym roku studiów zadebiutowałam
główną rolą Narratora w musicalu „Józef i cudowny płaszcz snów
w technikolorze” A. L. Webbera w reż. Wojciecha Kępczyńskiego
w Teatrze Powszechnym w Radomiu. To była jednocześnie obrona
mojego dyplomu. Po ukończeniu studiów wyjechałam na rok
do Kanady, gdzie realizowałam się też artystycznie, a po powrocie do Polski podjęłam decyzję o zamieszkaniu w Warszawie i dalszej drodze zawodowej w tym mieście. Na szczęście udało mi się od razu trafić do Teatru Syrena, gdzie z castingu wybrano mnie do zagrania w sztuce „Biedny B.B” w reż. Leny Szurmiej. Przyjęła mnie do zespołu aktorskiego ówczesna pani dyrektor Barbara Borys-Damięcka i zagrałam tam też w kolejnym przedstawieniu „Machiavelli czyli cudowny korzeń” w reż. Artura Barcisia. Grając
w teatrze, jednocześnie szukałam możliwości, aby pracować głosem, ponieważ już podczas studiów w Gdyni sporo nagrywałam w radiu Eska Nord i w Radiu Gdańsk. Podczas współpracy z Radiem Kolor w Warszawie dowiedziałam się o castingu na
głos stacji Atomic TV z czasem przekształconej w MTV Polska.
Spośród kilkuset głosów wybrano właśnie mój i tak rozpoczęła się
moja wielka przygoda z czytaniem filmów, których obecnie mam
już na koncie ponad 3 tysiące do kilkunastu stacji telewizyjnych
w Polsce. Więc robię bardzo wiele rzeczy i wciąż się rozwijam. Dla
artysty rozwój ma niebagatelne znaczenie.
Czy znałaś Warszawę, kiedy rozpoczynałaś karierę? Co
było dla ciebie niespodzianką? Wiem, że podejmowałaś
wyzwania. Jaka jest twoja recepta na sukces?
Warszawa zaskoczyła mnie ogromną konkurencją, wyścigiem
szczurów, walką o siebie i ogromną presją wyglądu. To chyba
zostało do tej pory… Jeśli pytasz mnie o miasto, to kochałam je
od wczesnego dzieciństwa, bo tu mieszkała moja droga babcia
Zofia Stalmach. Jeżdżąc do niej na ferie czy wakacje, poznawałam uroki wielkiego miasta i mogłam otrzeć się o sztukę, muzea, a także sławnych ludzi, którzy mieszkali w bloku mojej babci, m.in. Marek Perepeczko, Janusz Zakrzeński, redaktorzy z telewizji i wielu cudzoziemców. Do dzisiaj pamiętam Japonkę
w kimono wynoszącą śmieci, co wówczas było dla mnie absolutną
egzotyką. To wszystko wtedy, jako małej dziewczynce szalenie mi
imponowało i miałam ogromne ambicje i marzenia, aby stać się
częścią tego świata. Jeśli zaś chodzi o wyzwania, to nie bałam się
ich nigdy. Konkursy, egzaminy, mnóstwo scenicznych występów
nauczyło mnie, jak walczyć o siebie. W stolicy trzeba wiedzieć
przede wszystkim, czego się chce. Uważam, że jeśli czegoś bardzo
mocno pragniemy i ciężko na to pracujemy, to nie ma takiej siły,
która by nas powstrzymała. Po prostu nie można się poddawać.
Moja recepta, to sięgać po swoje marzenia i nie bać się wyzwań,
a porażki przekuwać w sukces.
Jak twoja przeprowadzka do stolicy wyglądała od strony
praktycznej?
Każdy ma swój plan na siebie. Jeden uwielbia „spontan”, drugi
ryzyko, trzeci wszystko planuje. Ja jestem z tych osób, które
zawsze mają plan. Nie jestem przekonana do tzw. wypadów w ciemno i na pewno dewiza, że jakoś to będzie, nie jest moją. Ale ci, którzy chcą iść tą drogą – ich wybór, życzę im szczęścia. O początkach nadmieniłam już wcześniej, poza tym, że wiele rzeczy robiłam równolegle. Nigdy nie interesował mnie wyłącznie teatr,
wyłącznie śpiew, czy wyłącznie czytanie. Chciałam się realizować
na wielu płaszczyznach. Dlatego po powrocie do Polski od razu
podpisałam umowę z agencją aktorską, która zapraszała mnie na
różne castingi reklamowe, filmowe i tutaj również uśmiechnęło
się do mnie szczęście i zagrałam w kilkunastu reklamach telewizyjnych,
m.in. Winiary, Frytki McCain, Telekomunikacja Polska
SA, „Bogdan mówi Bankowy” i wiele innych.
W zawodzie aktora nie jest łatwo się przebić. Odnosisz
sukcesy. Nagrywasz, grasz na scenie i w serialach,
śpiewasz. Miałaś pod górkę a może raczej wszystko się
układało?
Generalnie ciężko na to wszystko pracuję. To nie jest tak, że telefony
się rozdzwaniają i nic już nie trzeba robić. Trzeba cały czas
mieć tzw. rękę na pulsie. Wiedzieć, co się dzieje na rynku, nagrywać
się do różnych studiów, albo mieć dobrego agenta, który to
wszystko za ciebie załatwi. Dzięki castingom trafiłam również na
plany zdjęciowe w epizodycznych rolach znanych seriali, takich
jak „Na dobre i na złe”, „Klan” czy „Barwy szczęścia”. Najtrudniejsze
dla mnie było pogodzenie roli matki z pracą artystyczną. Było
to szalenie karkołomne i wiele razy musiałam dokonywać trudnych
wyborów. Kiedy urodził się mój syn Aron, miałam podpisany kontrakt
z MTV Polska i dali mi tylko 4 tygodnie po porodzie, abym
mogła dojść do siebie. Z racji tego, że karmiłam syna
piersią, już jako miesięczne niemowlę pojechał ze mną po raz pierwszy
do studia i tak przemierzaliśmy tę drogę raz w tygodniu przez
wiele miesięcy. Jakbym miała to teraz powtórzyć, to chyba nie
dałabym rady. To było absolutne szaleństwo. Na szczęście mój synek
zawsze spał, kiedy było nagranie i pozwalał mamie pracować.
W życiu nic nie idzie łatwo. Trzeba mieć dobry plan i zrobić sobie
listę priorytetów. Wiadomo, że kiedy się urodziło moje dziecko, to
ono było dla mnie najważniejsze, dlatego zrezygnowałam na jakiś
czas z teatru, ale na szczęście opieka nad Aronem dała się pogodzić
z pracą nagraniową. Do teatru wróciłam, kiedy syn skończył
niespełna 2 lata.
Co czujesz na scenie, podczas spektaklu na żywo? Jak
sobie radzisz z tremą?
To, co czuje aktor na scenie, ale mówię tutaj za siebie, jest porównywalne
do skoku na bungee, którego nigdy bym się nie podjęła,
bo mam ogromny lęk wysokości. Jakby mi ktoś zmierzył puls
przed wyjściem na scenę, to pewnie byłby to stan przedzawałowy.
Zawsze towarzyszy mi trema. I nigdy nie wiem, jak potoczy
się spektakl. To są absolutnie nieprzewidywalne sytuacje. To
nie serial, gdzie można zrobić kolejne ujęcie i kolejny dubel. Tu
wszystko dzieje się na żywo. Jak byłam uczennicą szkoły podstawowej,
znalazłam taki cytat, i powiesiłam go sobie na drzwiach:
„Prawdziwy artysta przeżywa każdy swój występ” oraz „Miarą
twoich sukcesów jest liczba twoich wrogów”.
Czy powiesz coś o osobach, które wywarły na ciebie
wpływ pozytywny bądź negatywny?
W naszym życiu zawsze ogromną rolę odgrywają ludzie, których
spotykamy na naszej drodze. I od tych dobrych i od tych złych można się wiele nauczyć. I ja też takie osoby miałam. Jeśli chodzi o początki, to mocno zapisała się w moim sercu i pamięci pani Hanna Zarębska z domu kultury, która była moją instruktorką w recytacji, a Waldemar Koperkiewicz w poezji śpiewanej.
Zaczęłam też wtedy komponować własną muzykę do wierszy,
które mnie inspirowały. Warto nadmienić też mojego profesora
w klasie fortepianu, Tadeusza Hoffmanna, który oprócz tego, że
nauczył mnie gry na instrumencie, to jeszcze bywał ogromnym
wsparciem w trudnych chwilach. Myślę, że warto tutaj dodać, że
kończąc średnią szkołę muzyczną, jednocześnie uczyłam w szkole
I stopnia jako pedagog, po ukończonym kursie metodycznym dla
pianistów w Olsztynie, gry na fortepianie, umuzykalnienia oraz
rytmiki w kilku przedszkolach, także byłam dość zajętą osobą.
Nigdy nie narzekałam na nudę.
Realizujesz się też jako żona i matka.
Jeśli chodzi o moje życie prywatne, to mam obecnie 19-letniego
już syna, który w tym roku zdaje maturę i jestem żoną od ponad
25 lat jednego i tego samego mężczyzny, którego poznałam na
pierwszym roku studiów i który wspiera mnie w mojej drodze
artystycznej od samego początku po dziś dzień.
Patrząc wstecz, jak widzisz swoją drogę zawodową?
Wiesz, czasami żałuję, że nie zostałam lekarzem. Wydaje
mi się, że byłabym w tym dobra, albo że nie poszłam do
Akademii Muzycznej. Przeczytałam kiedyś takie mądre
zdanie, żeby nie żałować tego, czego się w życiu nie zrobiło, bo skoro
jestem tu, gdzie jestem, widać to była jedyna słuszna droga i nie ma co
już roztrząsać przeszłości.
Może powiesz coś na temat planów zawodowych?
Obecnie nagrałam swoją drugą płytę, ale może warto wspomnieć o tej pierwszej, pt. „Dwa Serca”, na której gościnnie wystąpili
nieobecny już wśród nas Krzysztof Kolberger i mój mąż Maciej
Wilk. Są na niej moje kompozycje oraz część piosenek Agnieszki
Osieckiej, które pochodziły z mojego spektaklu „Nic nie zastąpi
mi piosenki” granego w Polsce, w trasie po Kanadzie i Szwajcarii.
Nowa płyta pt. „Pogoda na dom” miała swoją premierę w warszawskich
Hybrydach 15 kwietnia 2018 roku. Zapraszam na moją
stronę www.adagostkowska.pl, gdzie są wszystkie moje aktualności
– zarówno przebieg drogi artystycznej, jak i zdjęcia, fragmenty
przeczytanych filmów czy najnowsze piosenki.
Występuję w Teatrze Palladium, który stworzył mój mąż ponad
8 lat temu wraz z Fundacją Universitatis Varsoviensis, w spektaklach
„Czarodziej”, który wystawiamy od 4 sezonów – jest to
pierwszy w Polsce fabularny spektakl iluzji – czy w spektaklu
autorstwa Tomasza Jachimka „Męskie D’ramy czyli między testosteronem
a reumatyzmem”, na którym byłaś obecna w walentynkowy
wieczór. Mój głos możecie usłyszeć na takich kanałach,
jak Discovery Channel, Animal Planet, HGTV, TVN Style, Netflix
i innych, gdzie czytam również filmy fabularne, dokumenty oraz
audiodeskrypcje. Trochę tego jest na moim koncie. W kolejności
jestem muzykiem, aktorką, wokalistką i lektorką. Wierz mi, mam
co robić.
Pozdrawiam wszystkim mieszkańców Mławy, a w szczególności
moją Rodzinę i dziękuję Tobie, Iwono, za zaproszenie mnie do
tego wywiadu.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w kwartalniku Mława Life wydawanym przez redakcję Nasza Mława.