W miniony wtorek młody mężczyzna chciał targnąć się na własne życie. Skoczył z mostu, jednak dzięki czujności, szybkości i zdecydowaniu policjantów mężczyzna został w ostatniej chwili złapany za ubrania, a następnie wciągnięty na most.
15 stycznia tuż po godz. 23 młody mężczyzna zadzwonił do dyżurnego przasnyskiej policji i powiedział, że chce popełnić samobójstwo, skacząc z mostu. Na miejsce natychmiast pojechał patrol, który był najbliżej. Gdy policjanci dojechali na most nad rzeką Węgierką, zobaczyli stojącego tam za barierką młodego mężczyznę. Desperat krzyczał, że chce popełnić samobójstwo i by nikt do niego się nie zbliżał, bo skoczy. Policjanci w odpowiednio spokojny sposób jednocześnie zaczęli zbliżać się do mężczyzny i prowadzić z nim rozmowę, próbując w ten sposób odwieźć go od targnięcia się na własne życie. Gdy mężczyzna usłyszał dźwięk syreny zbliżającej się karetki pogotowia, puścił się barierki i skoczył z mostu. Jednak czujność, szybkość i zdecydowanie policjantów sprawiło, że mężczyzna został w ostatniej chwili złapany za ubrania, a następnie wciągnięty na most. 32-latek został uratowany.
Po konsultacji lekarskiej niedoszły samobójca został przewieziony do szpitala w Przasnyszu. Dzięki przasnyskim policjantom ta dramatyczna sytuacja zakończyła się szczęśliwie.
Nie żebym była nie miła ale, chciał popełnić samobójstwo a powiadomił o tym policję. Po co?
Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Jest grupa ludzi (procentowo – głównie kobiety!), którzy podejmują próby samobójcze w swoim przekonaniu na poważnie, ale w praktyce bardziej na pokaz – w charakterze desperackiego, podświadomego wołania o pomoc. Nie jestem kompetentny oceniać, czy opisywana w artykule próba była takim właśnie wołaniem o pomoc.
Nawet jeśli ktoś chce naprawdę się zabić, to… nie jest to proste. Organizm się buntuje, psychika i wszystkie instynkty się buntują, rozum mimowolnie podsuwa różne drogi ucieczki od sznura – tak naprawdę każdy chce żyć. Trzeba naprawdę wielkiej desperacji/beznadziei/choroby, aby to złamać. Nawet nie wiesz, ile prób samobójczych nie zostało odnotowanych, bo wyżej wymienione czynniki przerwały je, zanim ktokolwiek się dowiedział.
Inna możliwość: facet chciał się upewnić, że znajdą jego ciało i powiadomią rodzinę, odczytają testament etc., dlatego zadzwonił. I po wykonaniu telefonu chciał skoczyć, ale nagle zabrakło odwagi lub blokady zadziałały.
Swoją drogą: prezentujesz typowy tzw. „babski” punkt widzenia. W naszym kraju nadal panuje dość ciekawe podejście do ludzkich problemów. Na kobiety chucha się i dmucha: kobieta okazująca słabość zasługuje na pomoc, uwagę, zainteresowanie. A facet mający problemy? Słabeusz, żałosna miernota, weź się chłopie w garść i pobiegaj etc. Nie chcę być złośliwy, ale pani nade mną również prezentuje takie podejście.
Ma to odzwierciedlenie w statystykach GUS: mężczyźni rzadko szukają pomocy (bo wyjdą na słabego) i podejmują próby samobójcze 5x częściej, niż kobiety. A skuteczność tych prób (tj. samobójstwa zakończone zgonem) to ok. 55%. U kobiet – niecałe 34%. Po zsumowaniu wychodzi, że mężczyźni w Polsce zabijają się SIEDEM RAZY CZĘŚCIEJ, niż kobiety. W światowych statystykach jesteśmy bardzo wysoko, zaraz po takich krajach jak Gwinea Równikowa, Sri Lanka czy Mongolia.
Bardzo mądry komentarz.
Taka niestety jest prawda.
Dodam jeszcze, że faceci właśnie z tych powodów, o których Pan piszę wstydzą się przyznać do swoich problemów, duszą i kumulują je w sobie, aż w końcu psychika siada. Faceci póki jeszcze jest z nimi jako tako nie nie mogą się pogodzić, że mogą mieć np. depresję, nie przyjmują tego do wiadomości.
Kobiety są bardziej otwarte, prędzej skorzystają z lekarza na ogół. Ponadto kobiety szybciej znajdą pomoc, bo ich otwartość prowadzi do zwierzeń koleżankom, przyjaciółkom, a to też pomaga.