2018 rok to wyjątkowo dobry rok dla Mai. Nie zabrakło w nim wielu sukcesów. Jednym z nich był srebrny medal zdobyty w młodzieżowych mistrzostwach Polski w aquathlonie oraz ósme miejsce na krajowym czempionacie w triathlonie w klasyfikacji generalnej.
Redakcja: Kończący się rok to świetny czas do podsumowań. Jakie były dla Ciebie minione miesiące pod względem sportowym?
Maja Bużycka: W czerwcu mam maturę, dlatego próbuję połączyć naukę ze sportem. To wyjątkowo ciężka sprawa, ale dobre występy nastrajają pozytywnie do kolejnego wysiłku. Choć jeszcze większą mobilizację wywołują sukcesy, a tych w 2018 roku na szczęście nie zabrakło. Najważniejszy start wypadł na początku sierpnia. W Olsztynie wywalczyłam srebrny medal w młodzieżowych mistrzostwach Polski w aquathlonie. To duże osiągnięcie, ale pewien niedosyt pozostał. Do złota zabrakło mi bowiem zaledwie dwóch sekund.
Potem walczyłam na krajowym czempionacie w triathlonie. Wróciłam z Katowic z ósmym miejscem w klasyfikacji generalnej.
Udane występy otworzyły drzwi do kadry naszego kraju – jako reprezentantka Polski powalczyłam w zawodach w ramach Pucharu Europy. Do słowackiego miasta Żilino zjechała się cała europejska czołówka w mojej kategorii wiekowej. Wygrała Włoszka, mnie przypadła dwudziesta ósma pozycja. To dobry wynik zważywszy na debiut w tak prestiżowej imprezie.
Jak widać sukcesów nie brakuje. Czego można spodziewać się w twoim wykonaniu w 2019 roku?
Plany mam bardzo ambitne, ale nie wiem, czy wszystkie uda się zrealizować. Najwyższym priorytetem będzie matura – od jej wyniku uzależniam wiele. Oczywiście postaram się nie odpuścić zawodów, ale nie wiem, jak sport uda się połączyć z nauką. Może ograniczę liczę startów, może skupię się tylko na najważniejszych imprezach. Ostatni rok będą juniorką, więc nie może mnie zabraknąć na starcie mistrzostw Polski w tej kategorii wiekowej. Powalczę także na krajowym czempionacie Elity w triathlonie.
Swoją przygodę ze sportem zaczynałaś od pływania. Dlaczego w pewnym momencie zrezygnowałaś z dalszego reprezentowania mławskiego Płetwala?
Rodzice przyprowadzili mnie na zajęcia w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Trafiłam na małą nieckę, niestety po zaledwie jedynym treningu grupa się rozpadła. Z konieczności zostałam rzucona na „szerokie wody” – wylądowałam na dużym basenie. Jakoś sobie poradziłam, skoro dziś rozmawiamy, to znaczy, że się nie utopiłam (śmiech). Ćwiczyłam m.in. z Andżeliką Łyczek i Jakubem Szczepańskim, potrafiłam nawet wywalczyć 1. miejsce w finale B na 200 metrów stylem grzbietowym na mistrzostwach Polski w kategorii do 16 lat.
Niestety nie wszystko wychodziło mi tak, jak chciałam. Kończąc gimnazjum, postanowiłam jednoczenie zakończyć przygodę z pływaniem. Od tego momentu nauka miała się stać moim priorytetem.
Nie wytrwałaś jednak zbyt długo w swoim postanowieniu. Ile czasu wytrzymałaś bez sportu?
Wytrzymałam dokładnie miesiąc, choć parokrotnie pojawiłam się na basenie. Jednak już nie jako reprezentantka Płetwala. Tej decyzji już nie zmieniłam, ale nagle pojawił się temat triathlonu. Przyznam, że ta dyscyplina zawsze „siedziała” mi z tyłu głowy, ale brakowało konkretów.
Wszystko zmieniło się po rozmowie mojego taty z Wojciechem Łachutem. Bardzo chciał mnie trenować i tak się wszystko rozpoczęło. Miałam trochę obawy, bowiem triathlon składa się z trzech dyscyplin. Jedną z nich jest jazda na rowerze, a ja przez całe życie bałam się na nim jeździć. Co wyjeżdżałam pojeździć, wracałam cała posiniaczona.
Zatem jak wyglądały początki opanowania aż trzech triathlonowych dyscyplin?
Wbrew pozorom najwięcej problemów miałam z pływaniem i bieganiem. Rower trener ocenił na mocny, dlatego nie jeździłam zbyt dużo. Za to dużo czasu poświęciłam technice zapinania rowerowych butów podczas biegu. Śmiechu było mnóstwo, bo nie jest to takie proste. Upadków nie zabrakło, ale w końcu opanowałam tę trudną sztukę.
Mimo lat spędzonych w Płetwalu, pływanie było także do poprawy. W triathlonie ściga się na otwartych akwenach, osobie przyzwyczajonej do basenowej rywalizacji nie było łatwo się przestawić. Dlatego zawsze płynę z tyłu, w kolejnych konkurencjach próbuję odrobić poniesione wcześniej straty.
Początkowo trenowałam pod okiem Łachuta w Mławie, ale to się zmieniło po wyjeździe trenera do Szklarskiej Poręby. Musieliśmy rozpocząć konsultacje na odległość. Na miejscu korzystam z rad Michała Chlastosza (pływanie) oraz Konrada Nosarzewskiego (dieta).
Jak w praktyce wygląda Twoja współpraca z trenerem na odległość?
Mój trener prowadzi wiele osób z różnych stron kraju (przyp. red. – występują pod szyldem Twister Team). Każdy z nas ma specjalny zegarek z zainstalowanym programem. Wyniki są zgrywane, a potem na bieżąco analizowane. W razie potrzeby jest dokonywana korekta treningów.
Oczywiście nie brakuje także osobistych spotkań. Wspólnie trenowaliśmy podczas majówki, także w czasie wakacji wybrałam się do szkoleniowca. Rodzice wspólnie z bratem odpoczywali, a ja ciężko trenowałam.
Nieobecność trenera może rozleniwić, ale ja staram się rzetelnie podchodzić do nałożonych zadań. Pływam pięć-sześć godzin w tygodniu, do tego dochodzą zajęcia biegowe. Obciążanie rowerem jest mniejsze, zimą nie trenuje w zasadzie tego elementu. Może to się później zmieni, ale na razie moja rowerowa aktywność ogranicza się do wspólnych wyjazdów z cyklistami z Tempa Mława. Przejeżdżam czasami ponad 100 kilometrów.
Podczas zawodów reprezentujesz Twister Team i barwy Orki Iława. Na czym polega współpraca z klubem z Warmii i Mazur?
Powód jest prozaiczny, chcąc występować na zawodach o randze mistrzowskiej, zawodnik musi reprezentować klub zrzeszony w Polskim Związku Triahlonu. Twister Team nie spełniał wymogów, ale na szczęście Orka szukała zawodniczki do sztafety. Wystartowałam i tak już zostało. Na zawodach reprezentuję dwa kluby, ale trening układa nadal Wojciech Łachut. Wiem jednak, że konsultuje się ze szkoleniowcami z Iławy. Generalnie współpraca układa się wzorowo.
Na koniec powiedz, czego życzyć Ci na nadchodzące miesiące?
Przede mną wiele wyzwań, matura i kolejne imprezy o randzie mistrzowskiej. Potrzeba mi wiele cierpliwości i zdrowia, bo czasu przecież nie rozciągnę. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się zgodnie z moimi marzeniami. To otworzy kolejne możliwości.
Tego więc Ci życzymy i dziękujemy za rozmowę.
Wywiad ukazał się w grudniowym numerze kwartalnika „Mława Life”.