O sympatii do Mławy, współczesnym patriotyzmie oraz blaskach i cieniach życia żołnierza rozmawiamy z generałem Leszkiem Surawskim.
Panie generale, często bywa pan w Mławie?
Przebywanie w Mławie jest przyjemnością i z wielką radością, nawet gdy jadę w inne okolice, przyjeżdżam do tego miasta. Co dwa-trzy miesiące staram się tutaj być.
Pamięta pan pierwszą wizytę?
Oczywiście. Jak zawsze było miło i sympatycznie. Jechałem jednak z postanowieniem, że nie zgodzę się na to, co mi wówczas proponował burmistrz – czyli na wzięcie udziału z żołnierzami 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej w uroczystościach, organizowanych z okazji rocznicy bitwy pod Mławą. Które, co warto nadmienić, stały się naszą wspólną domenę i razem staraliśmy się, żeby wypadły jak najlepiej.
Jednak się pan zgodził. A jakie miał pan obawy?
Obawiałem się tylko jednego, że nie będziemy mieć na to czasu. To był jedyny powód, który mnie powstrzymywał i sprawiał, że się wahałem.
Czas się jednak znalazł.
Oczywiście. Już po tym pierwszym spotkaniu, gdy poznałem ludzi pracujących w ratuszu i w starostwie stwierdziłem, że innej możliwości nie ma i trzeba zakasać rękawy, zintensyfikować prace i pomóc temu miastu.
To był 2008 rok, więc ta współpraca trwa już 10 lat.
Tak. Wprawdzie brygadą dowodziłem dwa lata, od 2008 do 2010 roku, ale i potem, niezależnie od stanowisk, które piastowałem, dążyłem do tego, żeby wojska podczas uroczystości w Mławie było jak najwięcej i żeby się prezentowało jak najlepiej.
A gdy został pan inspektorem Wojsk Lądowych, to właśnie w Mławie w 2016 roku obchodzono święto tych sił zbrojnych.
Burmistrz Sławomir Kowalewski rozmowy o tym zaczął już kilka lat wcześniej. Gdy zostałem inspektorem mogłem przekuć te plany w czyn i święto po prostu musiało odbyć się w Mławie. Pokazaliśmy, że miasto na to zasługuje.
Obchody rocznicy bitwy pod Mławą wiązały się z rekonstrukcją historyczną. Takich widowisk w Polsce jest coraz więcej. Myśli pan, że to dobry kierunek popularyzowania historii?
Bardzo dobry! Młodzież może dzięki temu zobaczyć, przez co musieli przejść nie tylko żołnierze, ale też ludność cywilna. To może uświadomi młodym ludziom, jaki balast nosimy na sobie – my Polacy – i jak powinniśmy postępować w relacjach z naszymi sąsiadami. Tu trzeba podkreślić wyjątkowe zaangażowanie społeczeństwa mławskiego przy organizacji rekonstrukcji. Przecież to nie są aktorzy, ale po prostu mieszkańcy, którzy przepięknie się angażują w to, co robią. Tak było też w tym roku, podczas widowiska w centrum miasta. Nikt by nie powiedział, widząc ich po raz pierwszy, że to nie są zawodowcy.
Wiele rekonstrukcji widziałem w swoim życiu, ale takich, jak te tutaj w ostatnich latach, to nie ma nigdzie. Rekonstrukcja na polu w Uniszkach jest jedną z większych w Polsce. Ci, którzy jej jeszcze nie widzieli powinni tu przyjechać za rok, za dwa i zobaczyć to na własne oczy.
20 Brygada Zmechanizowana nie przez przypadek bierze udział w mławskich uroczystościach. W 1996 roku przejęła tradycje 20 Dywizji Piechoty, która walczyła pod Mławą we wrześniu 1939 roku. Czy jest coś, co łączy współczesnych i tamtych żołnierzy?
Tych elementów jest coraz więcej. Pamiętam swój początek w służbie i młodzież, która przychodziła do wojska. Nie było takiego zaangażowania, jakie jest teraz. Coraz bardziej odczuwa się i widać patriotyzm w młodym pokoleniu. Te ostatnie lata, wychowanie w duchu patriotycznym, przekłada się na chęć służby krajowi.
Popularność wojska jest coraz większa. Tak samo poprzednicy, jak i obecni żołnierze, są bardzo zaangażowani. To charakteryzuje wojsko. Hierarchiczność, która w nim panuje, jest gwarantem tego, że na nie można liczyć. My działamy na podstawie rozkazów i stawianych zadań. Postawione zadanie musi być zrealizowane. Tu jest ta prostota. Jeżeli żołnierz jest dobrze dowodzony, jest mu dobrze postawione zadanie, to je wykona zawsze. Taka jest prawda.
Czyli da się połączyć poczucie misji, patriotyzmu z byciem zawodowym żołnierzem?
Ta misja nas wszystkich bezwzględnie łączy – czyli żołnierzy, którzy służyli w 20 Dywizji Piechoty, moje pokolenie oraz tych młodych ludzi, którzy teraz zaczynają służbę. Nie ma większego znaczenia, czy to są żołnierze zawodowi, czy z poboru. Wojsko, gdy wchodzi w ten układ hierarchiczności, staje się organizmem, który musi dążyć do jednego celu: do zwycięstwa. Tylko i wyłącznie. Tak działamy i tak działali nasi poprzednicy. Tak było za Chrobrego, w czasach II wojny światowej i teraz jest tak samo. I tak będzie.
Co teraz zachęca młodych do wstępowania do wojska? Albo inaczej, co wojsko ma im do zaoferowania?
Zależy jak na to spojrzeć. Dla młodego człowieka jest to na pewno duże wyzwanie. Wydaje mu się, że dużo wie, ale jak przyjdzie do służby, musi sparzyć się niejednokrotnie, przewrócić kilka razy gdzieś na poligonie, żeby zrozumieć, co to znaczy, że się jest w wojsku. Ostatnio miałem przyjemność rozmawiać w Bartoszycach z oficerem, który dwa lata temu zrobił kurs oficerski, a wcześniej przez 15 lat był podoficerem. I on mi powiedział, że dopiero, gdy przepracował kilka miesięcy jako oficer zrozumiał, jaka jest różnica wykonawstwa zadań między oficerem a podoficerem. Tego nie widać. Mówi się ogólnie „wojsko”, ale to rozgraniczenie wewnątrz funkcjonuje. Szeregowy ma inne zdania, podoficer inne, a oficer jeszcze inne. Myślę, że każdy idzie do wojska z chęcią zdobycia nowej wiedzy, po to, żeby awansować i mieć satysfakcję z tego, że pnie się do przodu.
Pana droga awansu jest wyjątkowa i imponująca.
Wyjątkowa, tak jak kilku innych osób, które funkcjonują poza siłami zbrojnymi. W tej chwili jest czterech generałów, trzech poza służbą i ja do 31 stycznia 2019 roku w służbie. Droga wyjątkowa, ale i życie wyjątkowe, usłane trudnościami. To jest właśnie jeden z tych elementów, które nas w wojsku napędzają. Osoba spoza patrzy na generała przez pryzmat jego stopnia wojskowego i tego, czy ładnie mu jest w mundurze, czy nie. Natomiast ci, którzy są już generałami, to wiedzą, ile razy na przykład musieli się z całą rodziną przeprowadzić. Moja najstarsza córka w ciągu roku cztery razy zmieniała szkołę. To jest wyzwanie, z którym cała moja rodzina musiała się zetknąć i sobie poradzić. Droga żołnierska nie jest prostą drogą i trzeba się trochę namęczyć, żeby dojść do tych wyższych stopni. Natomiast kiedy się jest na samej górze, na której ja byłem przez półtora roku, to ten balast też jest odczuwalny. Gdzieś w głowie te obowiązki siedzą, a kręgosłup czuje, ile i co na człowieku spoczywa. Tak to jest. Ale jest to i przyjemne, bo nakręca do roboty. Człowiek niby już odchodzi ze służby, ale nie do końca mu się chce, czuje się jeszcze młodo… No, ale jest już najwyższa pora na to, żeby spędzać czas w domu przy rodzinie.
Ma pan już plany, wie pan co będzie robił od lutego?
Zamierzam dożyć setki i dlatego mam już plan działania na wiele lat! Mam dużo pracy wokół domu, bo mieszkam na wsi, mam tam też kawałek ziemi i dlatego czuję się jak rolnik. A że skończyłem technikum mechanizacji i rolnictwa, to będę wiedział co robić.
Przez lata służby otrzymał pan wiele odznaczeń. Które są dla pana najważniejsze?
Jest kilka takich, które mobilizowały do ciężkiej pracy. Te, które najbardziej cenię, to oczywiście Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, który przyznano mi ostatnio. Ale jestem również dumny z medalu, który otrzymałem po powrocie z misji w Iraku, gdzie byłem przez siedem miesięcy. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że byłem na wojnie. Tak to teraz odbieram. Cały czas byliśmy pod ostrzałem. Niestety wtedy, w tej zmianie, straciliśmy najwięcej ludzi. Tam trwała normalna wojna. Gdzieś te wspomnienia zostają na całe lata i ci ludzie, którzy odeszli również. Ale taki jest los żołnierzy, że dla dobra ojczyzny musimy wyjeżdżać na misje za granicę.
Ma pan wiele sympatii dla Mławy, ale Mława odpłaca panu tym samym. Został pan honorowym obywatelem miasta.
Byłem zaskoczony gdy się o tym dowiedziałem i bardzo „urosłem”. Jestem honorowym obywatelem Bartoszyc, a teraz i Mławy. To wielki honor, ale i wyzwanie. Tam, gdzie mogę, chwalę Mławę i opowiadam o wspaniałej atmosferze, jaka tu panuje. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia tego miasta, nie tylko w okolicach 1 września, ale również w codziennej wędrówce po Polsce. Warto zjechać z drogi i przekonać się, jakie jest piękne.
Rozmawiała Urszula Adamczyk
Generał Leszek Surawski wspólnie z żołnierzami 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej od 2008 roku angażuje się w organizację obchodów rocznicy bitwy pod Mławą. Później był m.in. dowódcą 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Króla Kazimierza Jagiellończyka w Elblągu, inspektorem Wojsk Lądowych Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych (2016), I zastępcą dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (2017/2018). W 2008 roku został odznaczony medalem Zasłużony dla Miasta Mława. W sierpniu br. Rada Miasta Mława nadała generałowi tytuł Honorowego Obywatela Miasta Mława.
Wywiad ukazał się również w październikowym numerze kwartalnika „Mława Life” – magazynu wydawanego przez portal „Nasza Mława”.
Czasopismo dostępne jest m.in. w naszej redakcji przy Alei Piłsudskiego 5a w Mławie (budynek biura nieruchomości) oraz w Miejskiej Bibliotece Publicznej.