Z pojęciem prawdy ludzkość zmagała się od zarania. Już pierwsi rodzice – Adam i Ewa – zapragnęli owocu z drzewa poznania dobra i zła, mimo że Bóg im tego zabronił. Ciężko za to zapłacili, oni i cała ludzkość. Staliśmy się śmiertelni. I nie było zmiłuj, bo jeszcze w tamtych czasach (a i wiele tysiącleci później) miłosierdzie nie było praktykowane (nawet jeśli po ten owoc Ewa sięgnęła z inspiracji węża). Oni przynajmniej stanęli w prawdzie i dowiedzieli się, że są nadzy (co im jak sądzę zrekompensowało karę). Pojawili się potomkowie, z czasem bardzo dużo potomków. Ten trend będzie trwał długo, bo mamy pięćset plus.
Z prawdą jednak nie było gładko. Nawet Sokrates miotał się po agorze w paroksyzmach zwątpień. Zaczepiał ludzi i zadręczał ich pytaniami. Każdy miał swoje racje. Dla niego nieprzekonujące. Nie składały się w jedną prawdę jakiej Sokrates szukał. Wreszcie, zdesperowany, obwieścił sakramentalną mądrość, którą tylko nieliczni pojmują: „wiem że nic nie wiem”. Po czym wypił cykutę, którą mu podano (bo był upierdliwy) i wyzionął ducha. Tak się przechodzi do historii, z przytupem.
Nie tylko filozofowie brali się za bary z prawdą. Weźmy sądy w czasach średniowiecza. Skąd mogły wiedzieć, że kobieta jest czarownicą? Nie zawsze fruwała na miotle. Wymyślono zatem tak zwane ordalia. Wrzucano podejrzaną do rzeki. Jeśli utonęła, to ją uniewinniano. Woda by winnej nie przyjęła. Jeśli zaś nie utonęła, to był najlepszy znak, że czarownica. Taką można już było spokojnie spalić. Nawet w Mławie czarownice palono, gdy była potrzeba. Ludzie się bali czarów i guseł. W innych krajach palono Żydów całymi grupami, gdy ustalono, że sprowadzili na kraj kataklizm (na przykład wielką plagę w XIV wieku, która uśmierciła dziesiątki milionów ludzi). Wszelkie spory rozwiązywano szybko. Jeśli na przykład chłop pańszczyźniany miał zatarg z dziedzicem, to mógł się odwołać do dziedzica. W końcu on najlepiej znał prawdę bez chłopskich uprzedzeń. I zaoszczędzał na biegłych. Dziś tacy biegli kosztują krocie, a i tak sądy mają wątpliwości, więc władze muszą je reformować.
Gdzie więc leży prawda? Nie zawsze leży pośrodku. Czasem leży tam, gdzie leży, ale nikt (poza ścisłym rządem) nie wie dokładnie gdzie. Gdy na przykład pani premier miała wypadek w Oświęcimiu, musiała przebywać cały tydzień w szpitalu (chodzą plotki że napisała tam książkę „Przeżyłam Oświęcim”).
Okoliczności wypadku są zagadkowe. Niektórzy na prawicy podejrzewają zamach. Komputery pokładowe dziwnie nie zadziałały. Nie wiadomo z jaką prędkością poruszała się kolumna samochodów rządowych. Nie wiadomo, czy były włączone sygnały dźwiękowe. Czy była to kolumna uprzywilejowana? Czy jezdnię przedzielała linia podwójna ciągła, jak twierdzą mieszkańcy, czy też przerywana jak pokazały „Wiadomości” TVP? Czy 20-letni Sebastian K. przyznał się do sprawstwa tego wypadku, jak podawały publiczne media, w pierwszych dniach po zdarzeniu (na FB czytałem, że młodzik przyznał się nawet do Smoleńska…), czy też nie przyznał się do niczego, jak twierdzi jego adwokat Maciej Pociej?
Minister Mariusz Błaszczak ostro zaatakował mecenasa Pocieja, że próbuje podważyć ustalenia rządowe, które są przecież niepodważalne. W dodatku robi to jeszcze za pieniądze…
Chodzą słuchy, że po reformie sądownictwa adwokaci będą mieli zupełnie inne zadania. Będą musieli przyjąć linię prokuratury, szczególnie jeśli w sprawę będzie zaangażowana osoba z rządu PiS. Chodzi o to, żeby uprościć obecne skomplikowane procedury. Zaprotestowała Naczelna Rada Adwokacka. Niesłusznie, bo to pewnie „kolesie”. Będzie „transparentnie”, jak obiecała pani premier w liście do Sebastiana: od jednej władzy PiS będzie się można odwołać do innej władzy PiS. Podobnie jak chłop do dziedzica. Szybko i efektywnie. Ważne by prawda i sprawiedliwość miały jednego administratora. Taki cel uświęca wszelkie środki.
W ostatnich dniach mnożą się tajemnicze sprawy, w których prawda wymyka się z pola widzenia. Na przykład, czy Ryszard Petru faktycznie jest rosyjskim szpiegiem i został aresztowany, jak podała TVP? A jeśli nie, to dlaczego ta informacja poszła w eter? Czy Jarosław Kaczyński faktycznie chce rozesłać za Donaldem Tuskiem europejski list gończy, jak podała gazeta „Financial Times”? Podobno zwierzył się z tego zamiaru Angeli Merkel w czasie tajnego spotkania w Niemczech. A jeśli nie, to dlaczego pan prezes tego nie dementuje? Czy minister Macierewicz naprawdę uważa, że za Smoleńsk odpowiada Tusk z Putinem i że to był zamach? Jeśli tak, to dlaczego w rozmowie z generałem Pytlem mówił zupełnie inaczej, że Smoleńsk to tylko polityczne narzędzie? A jeśli tak nie mówił, to czemu nie oskarży generała o pomówienie? I czemu, chcąc poprawić obronność Polski ( w końcu za to odpowiada), pogarsza stosunki z Rosją, która nam najbardziej zagraża? Po konferencji na temat bezpieczeństwa w Monachium podał trzy przykłady na agresję Rosji: Gruzję, Smoleńsk (w którym „poległo” jak ogłosił, dwóch prezydentów) oraz Ukrainę.
I czemu nadal lansuje Bartłomieja Misiewicza, nawet po jego ostatnich wpadkach w białostockiej dyskotece, po tym jak odbierał honory od żołnierzy jako minister (Macierewicz twierdzi, że to się zdarzyło tylko raz, kamery telewizyjne zarejestrowały to wiele razy). Sam Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Do Rzeczy” określił Misiewicza jako „wizerunkowy problem”. Powiedział też Kaczyński, że „na to, by oficerowie meldowali się temu młodemu człowiekowi czy tytułowali go ministrem, nie może być zgody”. Kaczyński wierzy, że „Macierewicz tę sprawę załatwi”. Dlaczego więc nie załatwił? Pomimo tego, że naraża się na znacznie bardziej ostrą krytykę, również na prawicy.
Rafał A. Ziemkiewicz napisał: „A ja zaczynam podejrzewać Macierewicza o pederastię, bo rozumem tego fatalnego zauroczenia nie idzie wyjaśnić”. Wielu spraw rozumem nie idzie wyjaśnić, nie tylko w Polsce. Z prawdą mamy wciąż problem.
Oto jak radzi sobie z problemem nowa administracja Trumpa. Zaraz po wyborach wprowadziła pojęcie „fakty alternatywne”. To może być też pomocne w Polsce. Gdy na przykład sieci telewizyjne pokazały uroczystość inauguracji prezydentury, Biały Dom ogłosił, że przyszło na nią najwięcej ludzi w historii. Gdy sieci pokazały, że na poprzedniej inauguracji Obamy ludzi było dużo więcej, bo cała ogromna przestrzeń pomiędzy Kongresem a Białym Domem była zapełniona tłumem (w przypadku Trumpa były puste place), rzecznicy Trumpa ogłosili, że mają „fakty alternatywne”, wspierające ich tezę. I tak jest teraz prawie w każdej sprawie.
W wyborach na Hillary Clinton głosowało prawie 3 miliony ludzi więcej (Trump wygrał głosami elektorów). Obecna administracja twierdzi, że na Hillary głosowało 5 milionów nielegalnych imigrantów, więc to były głosy nieważne. Gdy są pytani o dowody twierdzą, że mają „fakty alternatywne”. Gdy Trump ocenia poziom morderstw w USA twierdzi ,że jest najwyższy od 47 lat. Eksperci mówią zaś że jest najniższy od 57 lat, ale cóż, teraz liczą się fakty alternatywne…
Do niedawna wmawiałem studentom, że każdy może mieć swoją opinię, ale nikt nie może mieć swoich faktów. To już stara wiedza, dziś nie obowiązuje.
Dziś karierę robi pojęcie „post-prawda”. Komisja Słownika Oxfordzkiego uznała, że było to słowo roku 2016. Jest to taka „prawda”, która odwołuje się do emocji bardziej niż do faktów realnych.
Post-prawda to domena polityków. Pewnie zawsze była prawda i post-prawda. Tyle, że dzisiaj post-prawda rozlała się szeroko, obejmując praktycznie wszystkich. Także, jeśli nie przede wszystkim, media. Zagraża nam dezinformacja. Niezatapialny Bartłomiej Misiewicz otrzymał misję, aby z nią walczyć. Zaczął prowadzić portal dezinformacja.net. Wydawało się, że wreszcie prawda bez kwalifikatorów zwycięży. Niestety, po początkowych „sukcesach” ogłoszono, że tak ważny portal został zawieszony. Czysta prawda będzie się pewnie musiała jeszcze długo przebijać przez różne jej podróbki.
Sokrates także w naszych czasach wypiłby cykutę…
Dużo obiektywizmu ale i jakaś stronniczość .. ale jak pisał poeta ….. Czytaj i pozwól, niech czytają twoi, Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje. Żaden nagany sobie nie przyswoi, Nikt się nie zgorszy, mam pewną nadzieję. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, Niechaj występek jęczy i boleje. Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale: Przeczytaj – osądź. Nie pochwalisz – spalę.
Świetny felieton .. chociaż nie ze wszystkim się zgadzam.
W punkt! Można się denerwowac na autora, że krytykuje rząd, że ma poglądy i je wygłasza, ale nie da się ukryć, że po prostu bacznie się przygląda i po prostu pisze o tym co się dzieje. NIe ma w tym tekście nawet krztyny przekłamania rzeczywistości. I to jest z lekka przerażające – to się naprawde dizeje!
Gratuluję Panie Danielu kolejnego dobrego artykułu.