Jarosław Janiszewski to mławianin „z dziada pradziada”, pasjonat, który od 18 lat gromadzi materiały i fotografie związane z Mławą przedwojenną. Swoimi zbiorami i wiedzą chętnie dzieli się z innymi: organizuje wystawy, prelekcje i pokazy multimedialne, publikuje materiały archiwalne na stronie internetowej. Upubliczniane przez niego indywidualnie oraz jako członka grupy „Mława – Miasto zabytkowe” materiały oglądają tysiące osób na całym świecie. W czerwcu br. za swoją działalność został odznaczony medalem Zasłużony dla Miasta Mława.
Gdyby miał pan możliwość przeniesienia się w czasie…
To moje marzenie. Tylko koniecznie aparat fotograficzny musiałbym mieć ze sobą!
… ale mógłby pan wybrać tylko jedno miejsce w Mławie, które miałby pan zobaczyć. Gdzie chciałby pan się znaleźć?
Jeszcze parę lat temu takich miejsc wymieniłbym całkiem sporo. Jednak już teraz wiele z nich mam „odkrytych” – czyli dzięki zebranym zdjęciom i informacjom wiem, jak wyglądały. Długo szukałem zdjęć mławskiej cerkwi, bardzo byłem jej ciekawy, a na wszystkich fotografiach zawsze była gdzieś w oddali, jako element parku. Ale udało mi się nawiązać kontakt z kolekcjonerem z Białegostoku, który miał płytę z cerkwiami z całej Polski i na niej znalazłem też tę z Mławy – niezwykłą, bajkową. Teraz najchętniej cofnąłbym się o jakieś 150 lat, żeby zobaczyć, jak wyglądał przed przebudową rozpoczętą w 1877 roku kościół parafialny na Starym Rynku. W czasach przedwojennych chciałbym stanąć na rogu Płockiej i Długiej – tam była taka niezwykła kamienica z wieżyczkami, ale mam jej zdjęcia robione tylko z ukosa lub z boku, a musiała być piękna.
Ile zdjęć dawnej Mławy ma pan w swojej kolekcji?
Myślę że około 1500 – zarówno oryginałów jak i skanów. Mam folder w komputerze, a w nim katalogi dla każdej z mławskich ulic. Do nich wklejam stare zdjęcia poszczególnych budynków czy danej okolicy. W ten sposób je porządkuję. Większość miasta udało mi się już odtworzyć. Marzy mi się kiedyś przygotowanie takiego wirtualnego spaceru po przedwojennej Mławie.
Skąd do zamiłowanie do przeszłości?
Pamiętam taki błysk, gdy byłem jeszcze w szkole średniej i z kolegami chodziliśmy po Starym Rynku. Była wtedy zima i zacząłem się zastanawiać, jak miasto, kamienice i inne budynki wyglądały kiedyś. Ale trochę lat minęło zanim zacząłem w tym kierunku działać. Jestem absolwentem technikum budowlanego, w szkole, którą skończyłem w 1986 roku robiliśmy makiety budynków. W 2000 roku postanowiłem zrobić makietę przedwojennego ratusza i to jego fotografii zacząłem szukać. Zaprojektowałem ją na podstawie zdjęć i pocztówek, bo dokumentów było jak na lekarstwo. Dopiero gdy była gotowa, dotarłem do planów tego budynku z 1925 roku – okazało się, że ma je kolekcjoner z Żuromina. Nad makietą pracowałem trzy lata, bo postanowiłem odtworzyć też ratuszowe wnętrza. I tak się zaczęło. Najpierw zdjęcia urzędu, a potem zacząłem gromadzić również inne – rynku i dalszych ulic.
Gdzie takie zdjęcia się znajduje, zbiera pan je od mławian?
Wyszukuję je głównie na aukcjach internetowych – to jest prawdziwa skarbnica. Korzystam polskich i niemieckich serwisów aukcyjnych.
Niemieckich?
Tak, bo najwięcej jest zdjęć z okupacji, pochodzą z rodzinnych albumów niemieckich. Są to zdjęcia żołnierzy, którzy przechodzili przez Mławę i chętnie fotografowali się na ruinach zniszczonego miasta. Ich potomkowie sprzedają całe albumy. To są drogie rzeczy, więc przede wszystkim handlarze-pośrednicy je skupują, potem rozkładają na pojedyncze zdjęcia. Polskie albumy raczej się nie zdarzają. Co ciekawe, te niemieckie zdjęcia znam już na tyle dobrze, że kilku Niemców rozpoznaję po twarzach.
Czasem odzywają się też do mnie koledzy z innych miast, gdy mają coś „mławskiego”. Najpierw jednak trzeba ocenić, czy to na pewno Mława.
Zawsze się udaje?
Już teraz tak. Gdy mam tyle zdjęć, kojarzę większość budynków i wszystko składa się jak puzzle, jak układanka. Czasem, gdy mam wątpliwości, szukam szczegółów z jednej fotografii na innych ujęciach. To są charakterystyczne kominy, dachy, wykończenie. Dużo ułatwia to, że kiedyś bardzo dbano o takie drobiazgi. Każda z kamienic miała w sobie coś indywidualnego, niepowtarzalnego. Mistrzowie murarscy specjalizowali się w takich detalach. Co tu dużo mówić – nikt nie wygra z secesją. To miało swój urok i piękno.
Jakie jest najstarsze zdjęcie, które pan posiada?
Pochodzi z końca XIX wieku, musiało być wykonane z wieży cerkwi w kierunku rynku. Jest na nim aleja kasztanowa, ale nie ma jeszcze budynku biblioteki, który powstał w 1898 roku. Mam też sporo zdjęć z I wojny światowej. Żył w Mławie Feliks Wolski, który miał księgarnię, umarł w 1918 roku. On wydawał pocztówki ze zdjęciami naszego miasta i okolic, które najprawdopodobniej sam robił. Znalazłem jego grób na parafialnym cmentarzu, co roku 1 listopada stawiam na nim świecę.
Czy ma pan w kolekcji fotografię, którą darzy szczególnym sentymentem?
To jest zdjęcie lotnicze Mławy z 1917 roku. Podejrzewamy, że to zwiadowcze zdjęcie robione z zeppelina. Gdy je odkryłem na jednej z aukcji, a wtedy jeszcze nie miałem własnego konta na serwisie aukcyjnym, pobiegłem do kolegi z Mławy, też kolekcjonera i od razu zdecydowaliśmy się na kupno na spółkę. Jest bardzo wyraźne, widać na nim synagogę więc oczywiste było, że jest przedwojenne. Jest dla mnie najważniejsze – widać na nim układ domów, ulic, dachy. Dzięki niemu cała Mława pięknie mi się układa, to jest jak rzut miasta.
Część zgromadzonych przez pana zdjęć można obejrzeć na stronie internetowej. Zgłaszają się do pana czasem ludzie ze świata, którzy szukają swoich mławskich korzeni?
Tak, już miałem kilka takich zdarzeń i potem spotkań w Mławie. W tym roku odezwała się do mnie Angielka, jak się okazało prawnuczka mławskiego przedwojennego żydowskiego sklepikarza, który na rogu Spichrzowej miał sklep bławatny. Z tej rodziny wojnę przeżył tylko jego syn, który potem wyjechał do Anglii i tam założył rodzinę. Jeszcze przed przyjazdem jego wnuczki przeszukałem mławskie archiwum i udało mi się znaleźć akt urodzenia jej cioci z 1913 roku. Gdy przyjechała miała ze sobą zdjęcie dziadka w parku, dokładnie udało mi się rozpoznać miejsce, w którym było zrobione. Często ludziom wystarczy, że mogą stanąć w tym samym miejscu, co ich przodkowie. Są wzruszeni, cieszą się tym. Doskonale to rozumiem. Jest coś w tym niezwykłego.
Jaka była Mława przed wojną?
To musiało być niesamowicie ciekawe, ta wielokulturowość. Teraz ciężko to sobie wyobrazić. W jednym mieście była cerkiew, kościół ewangelicki na Płockiej, synagoga na Koziej i kościoły parafialne. Wszyscy żyli ze sobą w zgodzie, choć wiadomo, że w każdym społeczeństwie są zgrzyty. Nawet na szyldach Polacy pisali „polski” lub „chrześcijański sklep”. Ale miasto na przełomie wieków było poukładane – jeśli był młyn, to obok była piekarnia i zajazd, jeśli był hotel, to obok restauracja i kuźnia. To działa na wyobraźnię.
Został pan niedawno odznaczony Medalem „Zasłużony dla Miasta Mławy”.
Nie spodziewałem się tego. Chciałbym, żeby to, co robię, przysłużyło się miastu i jego mieszkańcom, żeby wiedzieli i nie zapomnieli o tym, jakie było dawniej. Medal to miłe wyróżnienie i na pewno motywuje do dalszej pracy.
Podoba się panu dzisiejsza Mława?
Podoba, chociaż szybko się zmienia, ale są to pozytywne zmiany. Mława, która była, pozostać musi tylko na zdjęciach i w mojej wyobraźni.
Rozmawiała Urszula Adamczyk
Wywiad ukazał się również w 5. numerze kwartalnika „Mława Life” – magazynu wydawanego przez portal „Nasza Mława”.
Czasopismo dostępne jest m.in. w naszej redakcji przy Alei Piłsudskiego 5a w Mławie (budynek biura nieruchomości), w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz w Miejskim Domu Kultury.
Jarek , gratulacje !
Cieszę się, Panie Jarosławie, że ma Pan w sobie tyle pasji. To wielki dar i nagroda od losu. Cieszę się także, że umie Pan pokazać wielokulturowość Mławy, bez znajomości której mówienie o historii Naszego Miasta nie ma sensu.
Brawo za pasję !!! I właśnie za takie rzeczy powinni przyznawać Medal „Zasłużony dla Miasta Mławy”