W ubiegłym tygodniu w hodowli indyków w Gietrzwałdzie (województwo warmińsko-mazurskie) – 70 kilometrów od granic powiatu mławskiego – wykryto ptasią grypę. Do tej pory odnotowano w całej Polsce 38 ognisk tej choroby u drobiu i 39 przypadków zachorowań u dzikich ptaków.
W województwie mazowieckim wirusa H5N8 stwierdzono u trzech łabędzi – w Pułtusku, w Dębem w powiecie legionowskim i w Józefowie w powiecie otwockim. Jedno ognisko wykryto w gospodarstwie z drobiem – w Popielarni w powiecie żyrardowskim.
Grypa objawia się u ptaków zmniejszoną produkcją jaj, biegunką, kichaniem, sinicą czy drgawkami. Padnięcia zwierząt mogą być też nagłe, a śmiertelność może dochodzić do 100 procent. Choroba jest bardzo zaraźliwa. W przypadku jej stwierdzenia, konieczna jest likwidacja całych stad.
Czy nasz powiat, ze względu na dużą liczbę ferm drobiu, jest szczególnie zagrożony tym wirusem? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do Beaty Tomanek, wojewódzkiego lekarza weterynarii.
– Na terenie powiatu mławskiego nie mieliśmy ani ogniska, ani przypadku zachorowania na grypę ptaków. Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa zostały podjęte w całym kraju. Powiatowy lekarz weterynarii ma świadomość jak duża liczba ptaków występuje w Mławskiem i w powiatach ościennych, dlatego robi wszystko, żeby na tym terenie problem się nie pojawił – zapewnia nasza rozmówczyni.
Służby weterynaryjne przeprowadzają częstsze kontrole w kurnikach i gospodarstwach drobiarskich, organizowane są spotkania informacyjne z hodowcami i władzami gmin, wysyłane są do samorządów apele o zachowanie ostrożności i wskazówki, co robić, żeby ustrzec się przed epidemią.
– Drób domowy powinien być zamykany. Istotna jest bioasekuracja. Do kurników nie powinny mieć dostępu osoby postronne. Pasza i woda muszą być dobrze zabezpieczone przed dzikimi zwierzętami – wyjaśnia lek. Tomanek.
Zwraca też uwagę na oczka wodne. Dzikie ptaki często się przy nich zatrzymują i mogą zostawić w wodzie odchody z wirusem. Do budynków inwentarskich może być on przeniesiony np. przez człowieka na podeszwach butów.
– Dlatego najlepiej by było spuścić z nich wodę, żeby nie przyciągały ptactwa – radzi szefowa Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Siedlcach.
Najbardziej zaniepokojeni doniesieniami o kolejnych ogniskach wirusa są właściciele dużych ferm drobiu.
– Ryzyko wystąpienia ptasiej grypy w naszym regionie na pewno istnieje, dlatego podporządkowujemy się wszystkim zaleceniom służb weterynarii – mówi Dawid Błażkiewicz, hodowca z powiatu mławskiego.
Wśród zastosowanych środków ostrożności wymienia maty dezynfekcyjne ułożone przy wejściu na fermę i do każdego z budynków, dezynfekcję kół wszystkich samochodów wjeżdżających na teren hodowli; wstęp na teren fermy mają wyłącznie upoważnione osoby, a pracownicy przed wejściem do kurników przebierają się w odzież ochronną.
Co istotne, w odróżnieniu do wirusa, który występował w Polsce w 2007 roku, H5N8 jest obojętny dla człowieka.
Beata Tomanek podkreśla, że nie ma powodu, żeby rezygnować z jedzenia mięsa drobiowego czy jajek.
Jeśli kupujemy je w sklepach, a nie na targu, to na pewno jest to zbadana, zdrowa żywność.
No i będzie naturalne stop kurnikom!
Może się w końcu hodowcy zastanowią i nie będą stawiać swoich śmierdzących i pylących ferm obok ludzkich siedzib czy też obok ośrodków rehabilitacyjnych.
już dawno dotarła tylko się o tym nie mówi
Nie siejmy paniki. Chyba najbardziej hodowcom zależy na tym, żeby grypy nie było, odszkodowania to nie to samo co zarobek.
Strach pomyśleć co będzie gdy jednak wybuchnie u nas to choróbsko. 70 km to jest bardzo blisko. Może ejdnka na drugi raz ktoś sie zastanowi zanim wyda zgodę na budowę kilku ferm obok siebie.
I dobrze. Niech wszystkich kurnikarzy wykończy, nie będzie smrodu.