Lato, wakacje, słońce, przygoda. Cudny czas, na który czekamy. („Lato, lato, ech że ty…”). Chwilo trwaj. Gdy jednak ma się tylko krótki urlop od pracy w korporacji, czas wakacyjny płynie szybko. Szybciej niż w kalejdoskopie. Ach, uciec od rzeczywistości do innego świata. Od czasu jednak uciec się nie da. Paradoksalnie, im dalej uciekamy w przestrzeni, tym mniej mamy czasu na leniuchowanie. A to takie przyjemne i zdrowe…
Tym razem udało mi się uciec na wschód, na Ukrainę. Rząd tak mi obrzydził zachodnie kraje, że o nich nie myślałem. Francja, Niemcy, Holandia… odwieczni wrogowie. Propagatorzy wszelkiego zła: gender i multi-kulti. Dziś gnębi nas taki Macron, a ponad dwieście lat temu w tej samej Francji zwalczał nas niejaki Voltair. Niedawno do polskich księgarń trafiły jego „Pisma przeciw Polakom”, gdzie napiętnował nas jako rozsadnika obskurantyzmu, zacofania i nietolerancji w Europie. To było w okropnej epoce Oświecenia, ale i dzisiaj zachodni liderzy domagają się od nas przestrzegania naszej konstytucji i demokratycznych zasad. Zasad tolerancji i państwa prawa. Czy po to nas zwabili do tej przeklętej Unii? Myślę, że rząd nas wyciągnie z tej strasznej pułapki (bo bardzo się o to stara) i znowu wrócimy na swojski Wschód.
A zatem Ukraina. Zielona, zachodnia Ukraina. Z tyloma sentymentalnymi śladami polskości. Truskawiec, Borysław, Drohobycz, Lwów. Zanim tam jednak dotarłem musiałem się zmagać z tamtejszą infrastrukturą. W żadnym razie nie przypominała zachodniej. Na każdej drodze mnóstwo „jam”, czyli mniejszych czy większych, czasem wręcz ogromnych dziur. Takich dróg nie widziałem w Polsce od pół wieku. I jakież to ekscytujące – dystans 60 kilometrów można przejechać w pięć godzin, z duszą na ramieniu i wielką niepewnością, czy się w ogóle dojedzie. Ale za to, gdy się już cel osiągnie, radość nieoceniona. Niech się schowają zachodnie autostrady. Na granicy zwykle czeka się pięć-sześć godzin, w pełnym skwarze. Człowiek nie wie co wykaże kontrola i jakież przeżywa emocje. W ramach Unii podróżujemy bez świadomości przekraczania granic i tak nie może być. Unia narzuca nam zachodni komfort i standardy, których nie chcemy. Nam zaś dobrze z naszą martyrologią! Różnica aksjologii, jak mówią uczenie. Te wartości…
Ukraińcy ni w ząb tego nie rozumieją. Oni nam zazdroszczą, że jesteśmy w Unii. Że mamy wolność i lepsze warunki pracy. Że lepiej zarabiamy. Przeciętne wynagrodzenie na Ukrainie to odpowiednik (w hrywnach) naszych 800 złotych. Im się wydaje że nas na wszystko stać. Gdy pytałem o cenę jakiegoś artykułu mówili z podziwem: „dla was to przecież niewiele”. Tłumaczyłem, że zachód jest „zgniły” i już nas nie rajcuje. Standardy zachodnie niewiele już dla nas znaczą. Że to lewactwo i liberalizm. Że nas wepchnięto podstępem do Unii Europejskiej. Że ciągle przeszkadza nam gender i groźba praw dla mniejszości seksualnych. Ale nie bardzo chcieli słuchać. Walczyli nie tak dawno na Majdanie o prawo wejścia do Unii, wielu z nich poległo. Prawie w każdym mieście i miasteczku są wielkie tablice poświęcone tym, którzy stracili tam życie, tzw. „niebieskiej sotni” (wraz ze zdjęciami). Są osobne kwatery dla bohaterów Majdanu na słynnym Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, gdzie spoczywają też najwybitniejsi Polacy. Oni nadal (pomimo toczącej się wojny w Donbasie) marzą o Europie, wolności i prawie do indywidualnego szczęścia. I chyba ich nie zniechęciłem opowieściami o demonicznej Angeli. Tym bardziej że są świadomi faktu, iż na początku transformacji nasze gospodarki znajdowały się na tym samym lub podobnym poziomie, a teraz są daleko w tyle. Nasz rząd nie chce ich wpychać w objęcia zachodu i przestał efektywnie być ich rzecznikiem w Europie (co im się nie podoba i co pogarsza nasze wzajemne relacje). Odeszliśmy od koncepcji Jerzego Giedroycia w myśl której gwarantem naszego bezpieczeństwa miała być wolna, demokratyczna Ukraina. Niech tam sobie Rosja wchodzi na Krym i gdziekolwiek chce… Nam wystarczy antyrosyjska retoryka.
Zresztą, wyznam szczerze, przez kilka tygodni byłem odcięty od Polski i polskich mediów. Czytałem „Pochwałę lenistwa” Bertranda Russella, brytyjskiego noblisty. Już sto lat temu uważał, że nie powinniśmy pracować dłużej niż cztery godziny dziennie. Wówczas wszyscy mieliby pracę a ponadto każdy miałby czas na rozwój duchowy i własne hobby. Taką koncepcję przedstawię moim szefom… przed emeryturą.
Zaś o bieżącej polityce prawie zapomniałem. Po przyjeździe przejrzałem tylko nagłówki gazet. Tyle się działo, że czuję się zagubiony. Czy jeszcze wolno pisać o konstytucji? (bo jest podobno komunistyczna). A o prezydencie? W prawicowej prasie insynuują, że to zdrajca. W telewizji Republika niejaki Jerzy Targalski (były członek PZPR), uważa, że komunistyczna bezpieka mogła namierzyć prezydenckie ego i stwierdziwszy, że ma słabe, mogła go popchnąć do złego. To znaczy do zawetowania dwóch wspaniałych reform polskich sądów, w tym post-komunistycznego Sądu Najwyższego. Z drugiej strony pan prezydent mógł się przejąć (niepotrzebnie) demonstracjami organizowanymi przez „wiadome siły”, a to byli przede wszystkim „spacerowicze” (jak zapewniał minister Błaszczak). W końcu jest lato, są upały i ludzie muszą wyjść z domu na spacer. Stało się źle, nawet minister Ziobro się zdenerwował i zaatakował ostro prezydenta. Jeszcze bardziej zdenerwował się pan prezes bo wyrąbał całą prawdę „mordom zdradzieckim i kanaliom”, ale nie ma się co dziwić, bo jak objawił w Radiu Maryja „szatan chodzi po świecie”. Zatem pani Pawłowicz wypomniała Owsiakowi propagowanie „satanistycznych treści” na festiwalu Przystanek Woodstock, a ten zamiast pokornie przyjąć rzeczową krytykę poradził jej, żeby praktykowała seks. Popsuły się stosunki pomiędzy prezydentem a ministrem obrony i 15 sierpnia nie będzie żadnych promocji generalskich, jak to jest w zwyczaju. Się porobiło…
Całe szczęście, że jeszcze jest lato, upały miną i gorące głowy może ochłoną jesienią. A mnie jak zawsze będzie szkoda lata. To taki szczęsny czas…
Krótkie uwagi do moich polemistów, (którym dziękuję za komentarze, także krytyczne):
KA—Były osoby które na spotkanie z prezydentem Trumpem pojechały z własnej woli i były takie które zwieziono hurtem. Jedno nie wyklucza drugiego. Temat jest znany i raczej nie podlega dyskusji.
WG—Potrafię pisać o polityce nie mieszając do niej Kościoła. Zazwyczaj to robię. Ale też nie widzę w tym nic złego jeśli w felietonie znajdą się odniesienia do tak ważnej instytucji. Pod tym względem zgadzam się z panem Jerzym Berdygą. Kościół odgrywa szczególną rolę w naszym życiu społecznym. I to Kościół na ogół sam miesza się do polityki. Zwykle po jednej stronie barykady. Przykładów jest multum. Bardzo wielu wiernych ma z tym problem. Co do biskupa Johna Bashobory to temat jest sporny. Przyjechał na zaproszenie arcybiskupa Hosera ale inni hierarchowie raczej nie byli doń przekonani. Nawet na łamach katolickich czasopism sprawa była dyskutowana. Zatem ja też mam prawo do swojego zdania. Natomiast nie zdarzyło się abym w tych felietonach kwestionował dogmaty wiary. Nie drwię z Pana przekonań ale nie muszę ich podzielać.
ISO9001—Słabe wyniki na maturze z przedmiotu wiedza o społeczeństwie mnie również martwią i niepokoją. Ale nie jest to tylko wina obecnej opozycji. Myślę, że przyczyniły się do tego zaniedbania wszystkich rządów. Obecna reforma edukacji także nie wniesie tu nic dobrego. To duży temat i warto jeszcze do niego powrócić.
Sumienie średnio-starszego pokolenia—Nie mam kompleksów że „obstawiłem” jakiś mecz. Obstawiam to, co uważam za słuszne. Niezależnie od tego, czy wynik jest pozytywny. Nie należę do żadnej partii i szczerze mówiąc jest mi wszystko jedno, która rządzi. Pod warunkiem, że przestrzega ładu konstytucyjnego i nie ośmiesza nas w świecie. Co się zaś tyczy mojej sytuacji egzystencjalnej to nie wygląda aż tak różowo. Zawsze powtarzam: nic nie jest takie na jakie wygląda…
Jest Wschód i jest Zachód.A gdzie jest Polska? Ten felieton troche przewrotnie stawia tak istotne pytanie.A gdzie my chcemy być.