Informacja o katastrofie śmigłowca pod Olsztynem, która postawiła na nogi wszystkie służby, okazała się głupim żartem. Wiadomo, kto za to odpowiada i kto poniesie karę. To sprawka trzech nastolatków z Gdańska. Koszty akcji liczone są w dziesiątkach tysięcy złotych.
Katastrofa śmigłowca to głupi żart
Do nietypowej sytuacji doszło wczoraj 3 maja w godzinach wieczornych. Informacja o zaginionym śmigłowcu okazała się głupim żartem.
To trzej nastolatkowie z Gdańska mieli postawić na nogi wszystkie służby. Stało się tak po zgłoszeniu o awarii prywatnego śmigłowca. Ktoś zadzwonił do recepcji hotelu w Sile (nad jeziorem Wulpińskim koło Olsztyna), informując o problemach ze śmigłowcem i prośbą o zgodę na awaryjne lądowanie na terenie obiektu. Nagle kontakt się urwał.
W wyniku zgłoszenia kilkudziesięciu funkcjonariuszy przez kilka godzin, z ziemi i powietrza, przeczesywało wskazany teren. W akcji brało udział 11 zastępów Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczej Straży Pożarnej (51 strażaków) oraz dwa drony OSP z Bartąga i Gryźlin.
W trakcie poszukiwań śmigłowca nie znaleziono, ale policjanci ustalili właściciela numeru, z którego wpłynęło zgłoszenie. Wtedy wyszło na jaw, że to głupi żart trzech nastolatków z Trójmiasta, jak przekazała policja.
Kto poniesie karę? Kara musi być, biorąc pod uwagę zadysponowane siły i środki, które mogły być potrzebne w innym miejscu.
Osobie dorosłej za wszczęcie fałszywego alarmu grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Nieletni odpowiedzą przed sądem dla nieletnich. Natomiast rodzice nastolatków prawdopodobnie zapłacą za nieodpowiedzialność pociech, ponosząc koszty interwencji służb.
Koszty akcji służb liczone są w dziesiątkach tysięcy złotych. Tak wynika z pierwszych szacunków.
P[WYMODEROWANO] aż czapka spadnie