Wojciech Łachut stanął drugi rok z rzędu na starcie jednej z najbardziej ekstremalnych imprez triathlonowych w Polsce. Tegoroczna, już czwarta, edycja Karkonoszomena przyciągnęła na start osiemdziesięciu zawodników.
Dla dwóch z nich trudy rywalizacji były zbyt wymagające. Przemysław Kaczorowski i Sławomir Wysoczański pożegnali się z zawodami już po pierwszej konkurencji. „Kąpiel” w jeziorze Leśniańskim okazała się dla zbyt wyczerpująca.
Pozostali uczestnicy triathlonu karkonoskiego parli zdecydowanie do przodu. Łachut na przepłynięcie 1,9 kilometra potrzebował trzydzieści dwie minuty. Do liderów tracił niewiele, dlatego wydawało się, że po swojej koronnej dyscyplinie, czyli jeździe na rowerze, może wyjść na prowadzenie.
– Zacząłem nawet mocno, ale szybko odezwał się ból pleców. Nie mogłem sobie z nim poradzić, musiałem zwolnić. Próbowałem powalczyć jeszcze w trakcie biegu. Jednak, co nadrabiałem dystans pod górkę, konkurenci niwelowali na płaskim – wyjaśnia nasz reprezentant.
Ostatecznie na pokonanie 107 kilometrów potrzebował pięciu godzin, czterdziestu sześciu minut i pięćdziesięciu pięciu sekund. Linię mety ulokowanej na Śnieżce przekroczył jako czwarty. Do trzeciego w zestawieniu Krzysztofa Pływaczyka (były biatlonista, uczestniczący dwóch igrzyskach olimpijskich) stracił niespełna trzy minuty.
– Przed rokiem byłem ex-aequo trzeci. Teraz przypadło mi w udziale czwarte miejsce. Oczywiście wrócę tu za rok i postaram się, żeby końcowy wynik był znacznie lepszy – dodaje Łachut.
Imprezę – podobnie jak przed rokiem – wygrał Michał Rajca z Wrocławia.
Serdeczne gratulacje Wojciechu. coś pięknego. Dalszych sukcesów.